Isis Gee: "Jestem tu z miłości"
Jest pierwszą Amerykanką, która reprezentuje nasz kraj na koncercie Eurowizji. Bardzo emocjonalna. Otwarta. Opowiada nam o polskich korzeniach oraz uczuciu, które ją tu sprowadziło.
- Paweł Piotrowicz, Naj
Jak idą twoje przygotowania do występu w Serbii?
ISIS GEE: Pełną parą. Mnóstwo czasu poświęcamy na promocję, co wiąże się z częstymi wyjazdami, spotkaniami z prasą, także międzynarodową. Ale nie mam powodów do narzekania - jestem szczęśliwa, choć nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam wolną sobotę czy niedzielę. Takie są realia w świecie muzycznym: chcesz coś osiągnąć, musisz dużo pracować.
Powiedz szczerze: masz pietra przed tym najważniejszym występem w życiu?
ISIS GEE: Ależ nie. Nie mogę się go doczekać! Oczywiście, jak każdy, kto występuje na scenie, odczuwam dreszczyk emocji. Ale mam w sobie masę pozytywnej energii, która tylko czeka, by się wydostać. Cieszę się, że znowu będę mogła zaśpiewać piosenkę "For Life". Napisałam ją z głębi serca, dla mojego męża, Adama. Samą melodię wymyśliłam bardzo szybko, raptem w dziesięć minut. Ale całość dopieszczałam jakieś kilka miesięcy.
Adam jest również twoim menedżerem. On cię namówił do startu w krajowych eliminacjach?
ISIS GEE: Do niczego nie musiał mnie namawiać. Cała ta historia była trochę przypadkowa. Nigdy nie interesowałam się Eurowizją. Pochodzę z USA, gdzie siłą rzeczy jej nie było. Jednak po moim występie w "Tańcu z gwiazdami" (tańczyła w zeszłym roku, w VI edycji - red.) zaczęły do mnie przychodzić maile podobnej treści: "Musisz tam wystąpić!", "Zaśpiewaj swoją piosenkę!". Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł.
Wygrałaś, choć wszyscy stawiali na Nataszę Urbańską?
ISIS GEE: Było to dla mnie zaskoczeniem, tym bardziej się cieszę. Ale cenniejszy jest oddźwięk, jaki ta piosenka wywołuje. Dostaję podziękowania od ludzi, którzy poczuli się autentycznie wzruszeni. Niektórzy piszą, że odmieniła ich życie. Nie słyszysz o czymś takim na co dzień.
Ani o tym, że Amerykanka reprezentuje Polskę podczas europejskiego festiwalu. Nie czujesz się w tej roli choć trochę nieswojo?
ISIS GEE: Dlaczego miałabym czuć się nieswojo? Mieszkam tu od trzech lat, uwielbiam ten kraj i jestem w nim naprawdę szczęśliwa. A mój mąż jest przecież Polakiem.
Podobno twoja babcia również była Polką?
ISIS GEE: Właściwie praprababcia. Mieszkała pod Poznaniem, we wsi Grabiona. W zeszłym roku odwiedziliśmy te tereny. Są przepiękne i malowniczo położone. Zobaczyłam szkołę, w której uczyli się moi przodkowie, ich dom, a także bliskie ich sercom miejsca. Stanęłam twarzą w twarz z przeszłością mojej rodziny. Niesamowite przeżycie.
Czujesz się trochę Polką?
ISIS GEE: To może jeszcze za dużo powiedziane, choć chciałabym mieć polskie obywatelstwo. Cudownie się tu mieszka. Zauważyłam to już 3 lata temu, kiedy się tu przeniosłam. Adam zabrał mnie do tych wszystkich pięknych i ważnych dla Polaków miejsc, jak Kraków, Częstochowa, Trójmiasto, Mazury czy Zakopane. Wszędzie było wspaniale. Macie wyjątkową kulturę i fascynującą historię. A jedzenie jest wyborne, zwłaszcza zupka pomidorowa, pierogi, kapusta i kasza (Isis wymienia nazwy po polsku - przyp. autor). Mam szczęście, bo mama Adama znakomicie gotuje.
Potrafisz już sporo powiedzieć po polsku. Dużo się uczysz?
ISIS GEE: Nie powiem, bym wkuwała godzinami. Ale jak tylko mogę, staram się jak najwięcej podłapać. Czy rozmawiając z Adamem, czy słuchając wiadomości. To trudny język, ale bardzo piękny. Tak jak Polska.
Chcesz tu zostać na stałe?
ISIS GEE: Jak najbardziej. Podoba mi się kultura waszego kraju i jego naturalność. A przede wszystkim ujmują niezwykle serdeczni ludzie. To sprawia, że czuję się tu jak u siebie.
Mimo niektórych krytycznych opinii, jakie słyszysz na swój temat?
ISIS GEE: We wszystkim, co robię, staram się skupić na dobrych rzeczach. Taka już jestem.
A dlaczego w ogóle zdecydowałaś się tu przenieść? Na świecie jest przecież wiele innych, równie pięknych miejsc.
ISIS GEE: To przecież proste: z miłości do mojego męża.
Adamowi udało się aż tak bardzo cię zauroczyć?
ISIS GEE: Aż tak bardzo? Jest przecudowną osobą, mądrą i otwartą, o wielkim sercu i duchu. Ma w sobie szlachetność, jakiej wcześniej w żadnym innym człowieku nie spotkałam. Potrafi być doskonałym partnerem w miłości i zarazem moim najlepszym przyjacielem. Ufam mu bezgranicznie.
Od razu się zakochałaś?
ISIS GEE: Na początku znaliśmy się tylko z e-maili. Adam dużo podróżował po Stanach. Zajmował się muzyką i modą, ale jego pasją była również medytacja. Ktoś mu kiedyś poradził, by się ze mną skontaktował. Napisał więc do mnie i od razu mnie zauroczył. Mimo to żadne z nas nie myślało, że tak się to wszystko potoczy.
Czyli jak?
ISIS GEE: Przez kilka miesięcy intensywnie korespondowaliśmy, czasem po kilka razy dziennie. W końcu doszło do spotkania w restauracji Downtown w Seattle. Nie wiedzieliśmy nawet, jak druga strona wygląda ani ile ma lat. Krótkie z założenia spotkanie przedłużyło się do pięciu godzin. Na pożeganie Adam ciepło mnie przytulił. Trwaliśmy w objęciu może kilka minut, podczas których zrozumiałam, że spotkałam kogoś wspaniałego, takiego na całe życie. Za sprawą Adama coś się we mnie zmieniło. Na lepsze.
Nie bałaś się tak dużej zmiany w życiu?
ISIS GEE: Bałam się, i to bardzo. W Stanach zostawiłam przecież swoich bliskich, jak i wszystko, co miałam. Było to naprawdę trudne, bo jestem bardzo zżyta z moją rodziną. Mieszkałam tam z siostrą Victorią, miałam świetną pracę z dziećmi, cudownych rodziców i przyjaciół, pewną przyszłość.
Gdzie pracowałaś?
ISIS GEE: Prowadziłam agencję, która zajmowała się wyszukiwaniem dziecięcych talentów - m.in. do filmu. A tutaj czekało mnie nieznane. Wiem, że to była ryzykowna decyzja, ale absolutnie jej nie żałuję. Powtórzę jeszcze raz: przyjechałam tu z miłości.
Co dziś najbardziej lubicie razem robić?
ISIS GEE: Po prostu być ze sobą, rozmawiać, przytulać się, śmiać z tych samych rzeczy. Uwielbiamy wspólne wieczory przy dobrym filmie i kieliszku wina. Mimo wielu obowiązków staramy się jak najczęściej relaksować, by zachować odpowiednie proporcje między pracą i życiem prywatnym. Udaje się to także dlatego, że mieszkamy w przeuroczym małym domu pod Warszawą, gdzie życie płynie spokojniejszym rytmem niż w mieście.
Kłócicie się czasem?
ISIS GEE: Jak w każdym związku, mamy i swoje gorsze chwile, na szczęście bardzo rzadko. Zazwyczaj chodzi o jakieś głupstwa, zupełnie nieistotne sprawy. Nie ma jednak mowy o awanturach, rzucaniu czymś, czy tego typu emocjach. Nawet jeśli się o coś spieramy, i tak robimy to w sposób bardzo wyciszony. W miłości trzeba się szanować.
Myślicie o dziecku?
ISIS GEE: Ostatnio częściej o tym rozmawiamy. Marzą mi się bliźniaki. Kto wie, może odpowiedni czas przyjdzie już w przyszłym roku?
Nawet jeżeli wygrasz tę Eurowizję?
ISIS GEE: Do wszystkiego staram się podchodzić z rezerwą i pokorą. Będzie, co ma być. Wierzę, że Bóg ma swój plan dla każdego z nas.
Isis Gee
Naprawdę nazywa się Tamara Diane Wimer (po mężu Gołębiowska). Pochodzi z Seattle w USA. Śpiewa, komponuje, pisze teksty, aranżuje swoją muzykę. Zaczynała w chórze, potem występowała w musicalach. Zaśpiewała na 2 albumach Jazz Police. Wystąpiła z orkiestrą Tony'ego Benneta. Współpracowała z autorem przebojów Barbry Streisand, Celine Dion. Trzy lata temu, po wyjściu za mąż, przeniosła się do Polski. Tańczyła w VI edycji "Tańca z gwiazdami". Wydała debiutancką płytę "Hidden Treasure". Utworem "For Life" wygrała eliminacje do 53. Konkursu Piosenki Eurowizji (rozstrzygnięcie 20-24 maja w Belgradzie).