Ania Wyszkoni - spieszyć się nie muszę
Jak mówi, żyje trochę na walizkach. Jest szczęśliwa, choć w życiu nie postawiła jeszcze kilku ważnych kropek nad „i”. Ania Wyszkoni właśnie otworzyła nowy rozdział w karierze, wcale nie zamykając starego.
- Naj
Z Anią Wyszkoni spotkaliśmy się z okazji premiery jej pierwszej solowej płyty pt. „Pan i Pani”. Wokalistka zespołu Łzy pokazuje na niej nieco łagodniejsze, bardziej popowe oblicze.
Po trzynastu latach śpiewania we Łzach zdecydowałaś się na solową płytę. Dlaczego akurat teraz?
Ania Wyszkoni: Po prostu przyszła pora. Myśl o takiej płycie kłębiła się w mojej głowie od mniej więcej trzech lat. Czułam, że jeśli naprawdę chcę nagrać coś wartościowego, nie mogę niczego robić na siłę. I nie robiłam. Pozostałam sobą, mimo że muzyka z „Pana i Pani” bardzo się od Łez różni. Jest łagodniejsza, bardziej delikatna. Mniej w niej melancholii i ostrych gitar, więcej optymizmu i zwykłej kobiecej radości.
Wystąpiłaś na festiwalu w Opolu, choć część artystów go zbojkotowała z powodu obowiązku grania z półplaybacku.
Ania Wyszkoni: Ich reakcja była przesadzona. Zwłaszcza że ci, którzy narobili najwięcej szumu, sami w przeszłości w ten sposób występowali w telewizji, czasem nawet z pełnego playbacku. Oczywiście taka sytuacja nie jest dla artysty komfortowa, ale takie były reguły. A ja po prostu jestem szczęśliwa, że mogłam zaprezentować w Opolu moją nową piosenkę.
Nadal żyjesz ze swoim partnerem Maciejem Durczakiem na walizkach?
Ania Wyszkoni: Trochę tak. Bardzo dużo koncertujemy. Mamy dwa mieszkania. Jedno na Górnym Śląsku, gdzie pracuję ze Łzami nad nowym materiałem, tam też – kiedy jestem w trasie – zostaje i chodzi do szkoły mój syn Tobiasz. A drugie we Wrocławiu, gdzie pracuje i mieszka Maciej.
Nie chcecie wspólnie mieszkać?
Ania Wyszkoni: Ciągle brakuje nam postawienia tej kropki nad „i”. Jakiś czas temu chcieliśmy kupić dom, ale zrezygnowaliśmy. Mieliśmy mnóstwo pracy w związku z moją solową płytą i nie mogliśmy skoncentrować się na kupnie domu. Nie lubię podejmować takich decyzji w biegu, więc odłożyliśmy to na później.
Maciej to nie tylko twój partner, ale i menadżer zespołu Łzy. Łączenie życia rodzinnego z zawodowym jest pewnie trudne?
Ania Wyszkoni: Dajemy sobie radę. Cieszy nas każda wspólnie spędzona chwila, jak i świadomość, że razem tworzymy coś naprawdę fajnego. Ta płyta to takie nasze pierwsze wspólne dziecko.
W zeszłym roku prasa plotkarska rozpisywała się na temat planowanego przez was ślubu.
Ania Wyszkoni: Sami dowiedzieliśmy się o nim z mediów [śmiech]. Jesteśmy szczęśliwi bez ślubu. Niczego rzecz jasna nie wykluczamy, ale to tylko dokument, który nie gwarantuje szczęścia.
Dwa lata temu mówiłaś, że twój syn jest w stosunku do Macka dość nieufny. Jak dziś wyglądają ich wzajemne relacje?
Ania Wyszkoni: Nigdy nie były złe. Kiedyś Tobiasz zapytał mnie, czy Maciej jest jego tatą. To był dla niego trudny okres. Nie rozumiał, dlaczego nie mieszkamy z jego ojcem. Wiele razy rozmawiałam z nim o naszej sytuacji. Dzisiaj patrzy na to inaczej. Wie, że Maciej nie chce zastępować mu taty. Zaufał mu jak przyjacielowi. Wie, że tatę ma jednego. Ja też nie chcę być drugą mamą dla córki Macieja, Oliwki. Mój syn jest bardzo wrażliwym dzieckiem. I często trudno do niego dotrzeć, bo jest zamknięty w sobie.
Jesteś teraz szczęśliwa?
Ania Wyszkoni: Mam cudownego syna, fantastycznego mężczyznę, spełniam swoje marzenia zawodowe… czego mogę chcieć więcej od życia?