Zakochani bez pamięci w synku. Teoś jest bystry, zwinny i ruchliwy. - Prawdziwy kaskader - uśmiecha się tata. Gdy Karolina była w ciąży, Robert kręcił "Dublerów", komediowy film sensacyjny, który właśnie wchodzi na ekrany. Znany aktor wiele razy wyręczał tam kaskaderów. - Film dedykuję synowi - mówi. - Niech popatrzy, jak tata po raz ostatni w życiu zgrywał chojraka.

GALA: Widziałem dziś billboard z napisem: "Polski mężczyzna poświęca swojemu dziecku dziennie tyle czasu, ile zabiera wypalenie papierosa". Ile wypalasz papierosów z synem Teodorem?

ROBERT GONERA: Dużo (śmiech). W okresie jego niemowlęctwa razem z Karoliną rzuciliśmy palenie. Najwyżej wieczorem dymka przy otwartym oknie. A tak na serio, błogosławię swój wolny zawód. Zdarza się, że nawet miesiąc jestem cały czas w domu, dzień w dzień z rodziną. Gdybym pracował na etacie i wracał o 20.00, byłoby to kompletnie niemożliwe. Kiedy Teoś się urodził, po raz pierwszy w życiu zacząłem świadomie rezygnować z niektórych propozycji, żeby więcej czasu być z nim. Ani kariera, ani pieniądze nie są warte tych chwil spędzonych z dzieckiem. Może to głupio brzmi, ale uczymy się od dzieciaków.

KAROLINA GONERA: To prawda. Przy tak intensywnym dniu, jaki funduje synek, nie ma czasu na udawanie. Trzeba być uczciwym przed samym sobą. Mnie Teoś uczy cierpliwości, nabieram wewnętrznego spokoju. Na początku byłam spięta, jak sobie dam radę jako mama. Dziecko uczy tolerancji i pokory: świat nie musi układać się tak, jak sobie wydumamy.

GALA: Robert, a co ty wziąłeś od synka?

ROBERT GONERA:  Staram się głównie dawać. Ale to wymiana. Z tego przebywania z dzieckiem, z codzienności rodzi się empatia. Coś, co dzisiaj bardzo rzadko istnieje. Pozrywane są więzi nie tylko w rodzinach, ale wokół nas: z przyjaciółmi, sąsiadami. Nie mamy czasu, ciągle pędzimy. Nie chciałbym, żeby mój syn wchłonął ten rytm, żeby się zaprogramował na ciągłą gonitwę. Nic nie zastąpi bezpośredniego, czułego kontaktu. Tego uczymy się od dzieci.

GALA: Karolina rano do pracy, a ty spokojnie robisz śniadanie dla siebie i dziecka?

ROBERT GONERA:  Jest jeszcze gorzej. Karolina wzięła urlop wychowawczy, ja przez ostatnie miesiące trochę się "ślizgałem". Frikujemy, wstajemy, o której nam się chce. Aż boję się o tym mówić, żeby nie narazić się na ataki tych, którzy nie potrafią tak zorganizować sobie życia, a mogą nam zazdrościć.

GALA: Właśnie, ludzie ciężko pracują, a wy się obijacie.

ROBERT GONERA:  Nie uważam, że nasze życie to wielki sukces. Ale zauważam, że wiele osób stawia sobie cele na zewnątrz. Celem jest dom, w którym będzie pokój z baldachimem, do którego wstawią dziecko. A to nieprawda, nie ma żadnych celów. Liczy się tylko bycie z tym małym człowiekiem. I nie ma znaczenia, czy jest sto misiów, czy jeden.