Minęły już na szczęście lata, kiedy kobiety rodziły w cierpieniu, i łzach, pozbawione odrobiny intymności, traktowane jak maszyny, poddawane obowiązkowym lewatywie, goleniu krocza i kroplówce na przyspieszenie porodu. Dziś mamy prawo do ,"rodzenia po ludzku". Przyjście na świat dziecka w sali do porodów rodzinnych - konwaliowej, amarantowej lub groszkowej, wedle fantazji, z opłaconą położną i lekarzem, i oczywiście w asyście partnera - to teraz nie tylko moda, ale wręcz obowiązek. Mąż towarzyszy kobiecie podczas wizyt u ginekologa, na badaniach USG, nierzadko zna na wyrywki wszystkie objawy ciąży, a nawet wskazane jest, by dzielił z żoną niedogodności zgagi, spuchniętych nóg czy przyrostu wagi. No i oczywiście coraz częściej dzielnie stoi na sali porodowej.

Test na ojca

Kiedy powiedzieliście znajomym, że spodziewacie się dziecka, zapewne pierwsze pytanie, a właściwie stwierdzenie brzmiało: "Rodzicie razem". Ty oczywiście przytaknęłaś, bo w dzisiejszych czasach wspólny poród traktowany jest jako dowód na to, że się kochacie, że partner cię wspiera, że chce dzielić z tobą ból. Rytualne przecięcie pępowiny zostaje wyniesione do rangi współczesnego testu na ojca. Nawet jeśli nie miałaś czasu, by w głębi duszy zastanowić się, czy naprawdę zależy ci na asyście męża w tej intymnej i trudnej chwili, ani przez myśl ci nie przejdzie, by przeciwstawić się tej modzie. A on - twój mężczyzna, który wzruszył się, kiedy zobaczył magiczną niebieską kreskę na teście ciążowym - w zasadzie jest w sytuacji bez wyjścia. Nawet jeśli od dzieciństwa boi się widoku krwi, nie cierpi bezradności i wie, że zabije lekarza, jeśli tylko jękniesz z bólu, ani piśnie, że wspólny poród to może nie jest najlepszy pomysł.

Bez przymusu

No cóż, tak naprawdę macie dwa wyjścia. Możecie dać się zmanipulować modzie i... zapewne po fakcie obydwoje będziecie szczęśliwi. Ty - będziesz przekonana, że urodziłaś tylko dzięki temu, że on przez cały czas dzielnie trzymał cię za rękę, a on - z dumą będzie przekonywał swoich kolegów, że wspólny poród to "bracie, lepsze niż skok na bungee". Ale możecie też dać sobie szansę na dokładne przemyślenie tematu, świadome podjęcie decyzji i, co najważniejsze, uszanowanie zdania partnera, nawet jeśli jest ono odmienne od naszego. Bo, o ile wspólny poród w żadnym wypadku nie jest testem więzi małżeńskiej ani miłości rodzicielskiej, wolność w podejmowaniu decyzji to doskonały sprawdzian wzajemnego szacunku, zrozumienia, tolerancji odmiennego zdania i umiejętności zawierania kompromisów. Zanim więc podejmiecie decyzję na "razem" czy "osobno", dajcie sobie trochę czasu:

- Zabaw się w psychologa i przeanalizuj wasze charaktery, zwłaszcza w sferze granic intymności. Jeśli np. nigdy nie wysłałaś partnera do apteki po podpaski, kochacie się zwykle przy zgaszonym świetle, on niewiele wie na temat fizjologii kobiecego organizmu, a do szkoły rodzenia chodził rzadko, dobrze przemyślcie decyzję wspólnego porodu.

- Niech każde z was wypisze plusy i minusy wspólnego porodu, oczywiście z własnego punktu widzenia. Ustalcie, że analiza tego bilansu nie będzie powodem do awantury czy wyrzutów w stylu: "bo ty mnie nie kochasz". Każde z was ma prawo do swojego zdania. Omówcie zwłaszcza minusy, czyli np. jego obawy, że zemdleje albo twoje, że będziesz czuła się skrępowana. Następnie zastanówcie się, czy i jak przynajmniej część tych obaw da się zminimalizować.

- Bez względu na to, czy decyzja będzie od razu na "tak", czy na "nie", umówcie się, że temat zostaje otwarty. Wrócicie do niego np. w połowie ciąży, po pierwszym USG i koniecznie tuż przed porodem.

Zobacz także:

- Pamiętaj, że obydwoje nie macie prawa do niczego się zmuszać, wywierać presji ani szantażować. Wspólny poród pod groźbą rozwodu czy pozbawienia praw rodzicielskich to dla was dodatkowy stres.

- Możecie wymyślić scenariusze pośrednie, np. on wychodzi w kulminacyjnym punkcie albo asystuje przy porodzie, ale przez cały czas stoi przy wezgłowiu łóżka, a nie filmuje kamerą przebieg akcji porodowej. Ty masz prawo w każdej chwili poprosić, żeby partner wyszedł.

- Pomyśl, czy nie wolałabyś mieć przy sobie w takiej chwili kobiety, np. mamy, siostry czy przyjaciółki. Jeśli tak, to absolutnie nie czuj się winna i pamiętaj, że nie jest to wymierzone przeciwko twojemu partnerowi czy waszemu związkowi.

- Obydwoje jeszcze raz spokojnie zastanówcie się, dlaczego wspólny poród jest dla was taki ważny? Czy to przypadkiem nie jest jedynie uleganie modzie? Jeśli zwykle, kiedy jesteś chora albo coś cię boli, wolisz być sama, nie licz na to, że w trakcie porodu nagle zapragniesz być przytulana, głaskana po głowie itd. Może wolałabyś, aby partner w tym czasie przygotował dom na wasze przyjście?

Jeśli zdecydujecie się na wspólne rodzenie, ustalcie przynajmniej wstępnie, co partner powinien robić, by autentycznie ci pomóc, a nie przeszkadzać. Warto mieć przygotowany scenariusz, bo pójście na żywioł w takiej chwili to ryzykowne zagranie. Możecie np. umówić się, że on będzie razem z tobą oddychał, masował ci plecy, ocierał pot albo czytał ci książkę. Dzięki temu nie będzie bezustannie patrzył lekarzom na ręce albo, nie daj Boże, krytykował ich pracy. Jeśli zdecydowaliście się na opłacenie położnej, umówcie się we trójkę i razem omówicie przebieg wydarzeń. Wspólny poród, aby rzeczywiście miał sens, nie może być improwizacją. Choć w praktyce i tak zdarzą się momenty, których nie przewidzieliście, lepiej być przygotowanym.