Nietypowe imię dla dziecka? Biba i Żywia mówią, jak to jest
Maura, Scholastyka, Hermenegilda... Czy dając dziecku nietypowe imię, utrudniamy mu życie? Oto relacje z pierwszej ręki.
- Claudia
Pewna matka zapytana, czemu chce córkę nazwać Ewangelia, odparła: „Bo z niezwykłym imieniem będzie miała ciekawe życie”. Intuicję matki potwierdzają bohaterki naszego tekstu. Odkąd w latach 80. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił nakaz korzystania z oficjalnego wykazu imion, w miastach i wsiach zaroiło się od przedziwnie ponazywanych ludzi. Jak się nosi rzadkie imiona? – prawdopodobnie to jedno z najczęściej zadawanych im pytań. Wystarczy, że się przedstawią, już budzą zainteresowanie. Takie imię łatwo zapamiętać. Tylko czy to zawsze jest plusem? Nie każdy lubi zwracać na siebie uwagę. Imię to nasze logo. Od niego zależy, jakie cechy przypisują nam inni, a nawet – jak sami się zachowujemy. A może to nie imię tworzy człowieka, lecz człowiek imię? Wiedzą coś o tym miliony Katarzyn czy Agnieszek. Ale jak to udaje się… Bibie?
Jak można nazwać dziecko?
Jak tylko sobie rodzice życzą. Nadanie imienia jest atrybutem władzy rodzicielskiej. Jedyne ograniczenia wynikają z art. 50 ustawy „Prawo o aktach stanu cywilnego”, który nie zezwala na nadanie dziecku: więcej niż dwóch imion, imienia ośmieszającego czy nieprzyzwoitego, w formie zdrobniałej oraz imienia nie pozwalającego odróżnić płci dziecka. Oczywiście musi to być imię, a nie nazwa własna, np. Biedronka, Paryż czy Kopenhaga. W razie wątpliwości posiłkujemy się słownikiem i księgą imion. A jeśli rodzice będą upierali się przy imieniu, którego nie ma w żadnym słowniku? W takich sytuacjach zwracamy się o opinię do Rady Języka Polskiego. Można nadać dziecku obce imię, np. Quentin? Tak. Jakie imiona są dziś nadawane dzieciom? Obserwujemy powrót do imion dawnych, staropolskich, takich jak Zofia, Stanisław, Antonina. Te naprawdę rzadkie zdarzają się raz, dwa razy w miesiącu. Popularne są formy obce, co często wynika z możliwości mieszkania i pracy za granicą. A także z faktu, że coraz więcej zawieranych jest małżeństw mieszanych. Czy można po kilku latach zmienić imię? Tak, w Urzędzie Stanu Cywilnego właściwym ze względu na miejsce stałego zamieszkania (zameldowania). Zmiany może dokonać osoba pełnoletnia, a w przypadku osoby małoletniej – jej rodzice. Konieczna jest wówczas zgoda ich obojga. W sytuacji jeśli małoletni ma ukończone 14 lat, także musi wyrazić na to zgodę. Ale wniosek o zmianę imienia (można też wnosić o zmianę nazwiska) tylko wtedy jest uwzględniony, jeśli jest uzasadniony ważnymi względami.
1 z 8
Kasandra, 12 lat - Znów wykrakałaś! – słyszę w szkole
Czy wyglądam jak zła prorokini? – śmieje się Kasandra Borecka z Chorzowa, uczennica szóstej klasy. Szczupła, promienna. Wielbicielka zwierząt, zwłaszcza psów rasy husky. Jednego ma nawet w domu, wabi się White. – Dobrana z nas para. On jest biały, a ja mam ponoć czarny charakter. W klasie często słyszę od kolegów: „No nie, znowu wykrakałaś!”. To reakcja na to, że powiedziałam: „Uwaga, szykujcie się, będzie kartkówka”. Niestety, była :( Nie potrafię, oczywiście, przewidywać przyszłości. Po prostu obserwuję. Imię wybrała jej mama. – Gdy urodziłam córkę, akurat była moda na Sandry. Co druga dziewczynka tak się nazywała. Pomyślałam: „Nie chcę, żeby w przedszkolu moje dziecko było Sandrą numer osiemnaście”. Dołożę na początku „ka” i od razu powstanie niezwykłe imię – opowiada Barbara Borecka, mama nastolatki. Bez problemu zarejestrowała małą w USC. – Wstyd przyznać, ale nie miałam wtedy pojęcia, co oznacza to imię. Urzędnicy chyba też nie, skoro nie protestowali. Dopiero gdy córka miała pięć lat, ktoś życzliwy mi powiedział, że imię jest symbolem prorokini wieszczącej nieszczęście. Złapałam się za głowę: „Pięknie urządziłam swoje dziecko. Imię, które źle się kojarzy, to fatalny posag”. Ale lata leciały i nic złego się nie działo. Nadal tak jest – cieszy się pani Barbara. – Nieprawda – protestuje córka. – Kiedyś ktoś mi powiedział, że mogę przynosić nieszczęście. Zrobiło mi się przykro – przyznaje. – Teraz już takimi uwagami się nie przejmuję. Zwłaszcza że koleżanki zazdroszczą mi imienia.
2 z 8
India, lat 15 - Złościło mnie, jak mnie nazwali; kazałam mówić do siebie Antosia
Anegdota krążąca w rodzinie Indii Bażańskiej: babcia Janina wychodzi z domu, z walizką. Spotyka na ulicy sąsiadkę, która pyta: „Janeczko, a gdzie to się wybierasz?”. „Jak to, gdzie? Jadę do Indii!” – mówi babcia. Na to sąsiadka: „Tobie to się powodzi!”. – Dobrze, że chociaż babci moje imię się przysłużyło, bo mnie samej długo nie – opowiada India. Ma piętnaście lat, chodzi do drugiej klasy gimnazjum z wykładowym francuskim. Na swoim blogu napisała kiedyś: „Wiele osób powtarza mi, że jestem głupia, bo nie podoba mi się moje imię. Ale dlaczego nie mogę nazywać się po prostu Zuzia czy Kasia?”. – W podstawówce miałam etap buntu. Nie mogłam wybaczyć rodzicom, że mnie tak „obdarowali” – żali się. – Żeby ich ukarać, nie reagowałam na swoje imię, kazałam mówić do siebie Antosia – opowiada. Rodzice (aktorzy z Wrocławia) dzielnie to znieśli, tłumacząc córce, że jeszcze im kiedyś podziękuje. „Kiedyś” nastąpiło dość szybko: gdy India poszła do gimnazjum. W nowej klasie spotkała kilku uczniów noszących oryginalne imiona. Wreszcie poczuła się normalnie. – Ale dopiero teraz doceniam uroki nietypowego imienia – przyznaje. – Podobał mi się pewien chłopak. Sęk w tym, że wiele dziewczyn się w nim kochało i chciało z nim pisać na GG. A on wybrał właśnie mnie! Potem się dowiedziałam, że zawdzięczam to swojemu imieniu: uznał, że dziewczyna, która je nosi, na pewno też jest wyjątkowa – mówi. – W sumie z Indią już się pogodziłam, imię jest całkiem ładne i wzbudza zainteresowanie. Ale drugie imię mam z kosmosu – Edwina! Mój tata to Edwin, a ponieważ jestem do niego podobna, wybrał mi podobne imię. Co za pomysłowość – kwituje nastolatka.
3 z 8
Inanna, 40 lat - Przez imię nie poszłam do bierzmowania
To mama, zafascynowana starożytnością, wybrała mi imię po lekturze książki „Zapomniany świat Sumerów” – mówi Inanna Lachowicz z Wrocławia. – Opisywana w niej Inanna była boginią miłości i zmysłowości, królową niebios. Mamę urzekł jej charakter, osobowość, seksapil. Miała nadzieję, że wraz z imieniem te cechy przejdą na mnie? – zastanawia się. Przeszły? – Coś w tym jest. Szarą myszką nigdy nie byłam. Zawsze miałam silną osobowość i niewyparzony język. Ale jednocześnie byłam trochę odludkiem. Może to też sprawka imienia? Od „Inanny” do „innej” droga krótka – tłumaczy. Mało kto słyszał o bogini Mezopotamii, więc tysięczny raz o niej opowiadam, co już mnie nieco nuży. Ale czasem warto się pomęczyć. Zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawiają się policjanci z mandatem za szybką jazdę. Kilka razy go uniknęłam. Bo panowie zerkali w mój dowód i pytali, skąd takie imię. A ja opowiadałam i opowiadałam… – śmieje się. Niewzruszona natomiast pozostała pewna zakonnica, na której wspomnienie Inanna do dziś dostaje gęsiej skórki. – Miałam 13 lat. Przygotowywałam się do bierzmowania. Siostra prowadząca spotkanie spojrzała na mnie z potępieniem: „Co za pogańskie imię! Nie masz prawa przystąpić do bierzmowania”. Ja na to: „W takim razie pocałujcie mnie w d…”. W domu obwieściłam, że więcej na religię nie pójdę. I nie poszłam.
4 z 8
Maura, 29 lat - Słyszałam: „Marła – umarła!”
W mojej rodzinie nietypowe imiona to już tradycja. Przykład? Faust, Rosa, Bonawentura – wylicza Maura Ładosz, dziennikarka. – Miłośnikiem dziwnych imion był mój dziadek, profesor filozofii marksistowsko-leninowskiej, zauroczony… Biblią. Gdy jednak chciał mojemu ojcu – chyba w ramach żartu? – dać na imię Jezus Maria, babcia na szczęście zaprotestowała i niedoszły Jezus został Kajetanem – opowiada. – Ale czemu nie miała nic przeciwko, gdy dziadek wybierał mi drugie imię? Oczywiście biblijne – Rebeka. Tak mnie zawsze nazywał. Maurą byłam tylko wtedy, gdy go czymś zdenerwowałam – opowiada. – Pierwsze imię wybrała mi mama, zwyczajnie, z kalendarza. Ale i tak oba sprawiły problemy. Urzędnicy w USC powołali się na zapis, że imię nie może być ośmieszające. I odmówili zarejestrowania Maury Rebeki. Podejrzewam, że chodziło o coś innego: były lata 80., jeszcze nie wolno się było wyróżniać. Przez trzy miesiące pozostawałam bezimienna: rodzice odwołali się do wojewody i długo czekali na jego decyzję. W końcu dostali ją. Wygrali! W lokalnej gazecie ukazał się nawet artykuł „Mów mi Rebeka”. W przedszkolu dzieci nie były w stanie wymówić mojego imienia. Mówiły „Marła”, przedrzeźniały: „Marła umarła”. Nic sobie z tego nie robiłam. A Łukasz, mój partner, na początku naszej znajomości wylegitymował mnie. Nie chciał uwierzyć, że mam takie imię, dopóki nie pokazałam mu dowodu osobistego.
5 z 8
Scholastyka, 22 lata, i Hermenegilda, 18 lat - Rówieśnicy podśmiewali się z naszych imion
Tato, dlaczego chciałeś być taki oryginalny? – siostry Scholastyka i Hermenegilda Matysek spod Kielc długo nie mogły darować ojcu, że dał im takie imiona. – W dzieciństwie przeżywałam stres. Czasem wracałam ze szkoły z płaczem, bo koledzy podśmiewali się z mego imienia. Czułam się przez to gorsza – wspomina Hermenegilda. Nie lubiła swego imienia. – Było takie zimne, nieprzyjemne. Marzyłam o cieplutkiej Kasi czy Madzi – wspomina. Jej siostra (dziś kucharz w restauracji hotelowej) dodaje: – Chyba miałam jeszcze gorzej. Miejscowość, w której mieszkamy, nazywa się Mąchocice Scholasteria. Ludzie wybuchali śmiechem, gdy się przedstawiałam: „Scholastyka ze Scholasterii”. Myśleli, że to żart, a dla mnie to było przykre – opowiada. Jak do tego doszło, że dziewczyny dostały dziwne imiona? – Nieświadomie – zapewnia ojciec młodych kobiet. – W kawalerskich czasach pracowałem przy remoncie klasztoru żeńskiego. Bardzo spodobały mi się imiona, które nosiły zakonnice. Obiecałem sobie, że jeśli będę miał córki, właśnie tak je nazwę. Tata słowa dotrzymał. I o mało nie doszło do rodzinnego spięcia. – Gdy obwieścił, jakie imię dał córce, mama bardzo się zdenerwowała. Pojechała do USC, chciała to zmienić. Ale się nie dało. Dziś siostry zapewniają, że są dumne ze swych imion. – W pracy wszyscy mówią na mnie Schola, a w domu Scholcia. Miłe – cieszy się starsza. – Łapię się na tym, że uważam się za osobę nietuzinkową. – A ja w nowej szkole jestem Hera, Hermenia, Hermesia. Myślę sobie nieraz, że moje dzieci też będą miały niepospolite imiona.
6 z 8
Biba, 40 lat - Babcia tak mnie urządziła. Chciała mieć wieczną imprezkę?
Często wstydziłam się swego imienia – przyznaje Biba Urban, garderobiana w warszawskim Teatrze Sabat. – Bo kobiece imię powinno być delikatne, a moje brzmiało twardo, trochę grubiańsko. Imię wybrała jej babcia Anna. Przed wojną była pokojówką w rodzinie hrabiny Turnau. Hrabina miała śliczną córeczkę, którą nazywała pieszczotliwie Bibą. Babci to imię kojarzyło się z lepszym światem. Chciała tak nazwać swoją córkę, ale jej synowie wymarzyli sobie siostrę Aleksandrę. Babcia postanowiła to imię zachować dla wnuczki. Nie było mi łatwo pogodzić się z jej wyborem – przyznaje. – Przykład? Kiedyś jechałam autostopem. Kierowca gwałtownie zahamował, gdy usłyszał, jak mam na imię. Wściekł się, że jakaś smarkula robi sobie z niego żarty, kazał mi wysiadać. Dopiero gdy pokazałam mu legitymację, ruszyliśmy dalej – opowiada. Dzieciństwo spędziła w Zaleszczykach na Ukrainie. – Nawet tu moje imię budziło zaskoczenie. Dzieci mnie przedrzeźniały: „Biba, daj chliba”. Pożytki z imienia? Sporadycznie, ale się zdarzały. – W czasach szkolnych byłam na rejsie po Morzu Czarnym. Pewien chłopak posyłał mi czarujące spojrzenia. Ale był zbyt nieśmiały, żeby podejść. Potem chciał mnie odnaleźć. Znał tylko moje imię. Przysłał list do mojej szkoły zaadresowany tylko: „Dla Biby”. Wystarczyło. Innej Biby nie było w promieniu stu kilometrów, a myślę, że i na świecie. Gdy zamieszkała w Warszawie, znalazła zatrudnienie w Teatrze Sabat Małgorzaty Potockiej. – Pierwszego dnia pracy inspicjentka stwierdziła: „Ależ ty masz niebezpieczne imię!”. Potem dopytywała się, czy lubię imprezki. Podejrzewa, że jej imię to skrót od Bibianna. – Imię ładne, ale skrót – ohydny. Irytuje mnie. Na dodatek ludzie często je przekręcają. Mówią: Beba, Bibka. Kiedyś w krzyżówce znalazła hasło: „Męczy twojego mężczyznę po bibce”. Prawidłowa odpowiedź brzmiała: kac. – Roześmiałam się. – Ostatnio mój syn Zachar, student medycyny, mówi: „Mamo, gdy będę miał dzieci, nazwę je oryginalnie”. Poprosiłam: „Synku, nie rób tego!”. Ale czy mnie posłucha?
7 z 8
Imię Żywia
Dwie Żywie: mama i córka. – Raczej należałoby nas przedstawić: dwie gaduły oraz zrzędy. Imię mamy takie samo, to i charaktery też – śmieje się Żywia Grzesik z Katowic, mama młodej Żywii. Skąd takie imię w rodzinie? – W „Starej baśni” Kraszewskiego były dwie siostry: Żywia i Dziwa. Ojcu spodobało się to pierwsze. Na szczęście. Cieszę się, że nie zostałam Dziwą – śmieje się seniorka. Dlaczego jej prasłowiańskie imię przeszło na córkę? – Z uwielbienia – tłumaczy. – Miała być Esterą. Ale mąż stwierdził, że Żywia to najpiękniejsze imię na świecie, i postanowił obdarować nim córkę. Moja reakcja? Ucieszyłam się, że dołączyła do grona rodzinnych oryginałów. Moi bracia to Sulisław i Sambor, kuzynka ma na imię Aniceta, a jej córka Esteja. Wszystkich przebiła o głowę moja teściowa – Kunegunda. Tak się wstydziła swego imienia, że je zmieniła. Teraz jest Ireną i czuje się szczęśliwa – zapewnia. Żywia juniorka, uczennica trzeciej gimnazjalnej, też czuje się szczęśliwa. – Noszę imię, które kojarzy się z życiem i dodaje energii. Może dlatego ona mnie rozsadza? – zastanawia się. - Mam w klasie Dajanę i Sybillę, nie czuję się dziwolągiem – mówi. Profity? – Sprawdzianów nie podpisuję nazwiskiem. Wystarczy samo imię. To moje logo.
8 z 8
Melissa
Na parapecie w pokoju wrocławianki Melissy stoi kolorowa doniczka. Rośnie w niej melisa. Prezent od mamy dla córki. Tak samo jak imię. Z bajki. – Miałam cudowną babcię, lekarkę-gawędziarkę. Wieczorami siadała przy moim łóżku i opowiadała piękne historie – wspomina Monika Jankowska, adwokat, mama dziewczynki. – Najbardziej podobała mi się baśń o księżniczce Melissie, która spokojem i rozsądkiem uratowała swe królestwo przed zagładą. Gdy po latach urodziłam córkę, już miałam dla niej imię. To był trafny wybór: Melissa jest ambitna, zdecydowana, ma plan na życie – zachwala ją mama. Córka się śmieje. – Być w jednym szeregu z miętą, pokrzywą i szałwią? Zabawne. Ale lubię swoje imię. Choć – chyba na złość rodzicom – jestem totalnym przeciwieństwem spokoju. Nie wiem, dlaczego nasza szkolna pani psycholog nazywa mnie „Walerianką”. To raczej mnie przydałby się łyk herbatki na uspokojenie – przyznaje. To ona namówiła rodziców, żeby jej młodsza siostrzyczka też dostała śliczne, oryginalne imię. – Nie musiałam ich długo przekonywać, bo imię Tiffany bardzo im się spodobało. Pochodzi od greckiego Teofania, co oznacza: dar od Boga. Co myśmy przeszli, żeby zarejestrować ją w USC – mówi. – Interweniowałam aż w ambasadzie USA. Zapewnili, że jeśli będzie potrzeba, wystawią zaświadczenie, że takie imię istnieje. Na szczęście wystarczył wydruk z angielskiej strony w internecie, z opisem imienia.