– U nas nic nie dzieje się według planu. Oboje jesteśmy pozbawieni jakiejkolwiek pedanterii. Życiowej, praktycznej, mentalnej. Ale zawsze czuliśmy, że razem możemy wiele. Lubimy ze sobą pogadać. Albo pomilczeć – twierdzą państwo Bukowscy. Ślubu dziś już by nie brali. Urzędy, pieczątki są ludziom o wiele mniej potrzebne niż 20 lat temu. – Jesteśmy małżeństwem w potocznym tego słowa znaczeniu, a tak naprawdę jesteśmy razem. Słowa „mąż”, „żona” nawet w sensie fonetycznym są słabe. Lepsze to: partnerzy. Dwadzieścia lat szybko poleciało. Dlaczego tak długo razem? Nie wiemy, tajemnicza sprawa. Jesteśmy parą w modelu włosko-afroamerykańskim łamanym przez latynoski. – Z zasady nie zgadzam się w stu procentach z tym, co mówi Ewa – śmieje się Marek. – I tak jest ze wszystkim. W naszej pracy to samo. W kraju takim jak Polska nie ma wyjścia: w tym klimacie trzeba się rozgrzewać.