Hania ma 29 lat, jest sekretarką. – Najpierw zagrożona ciąża, potem opieka przez całą dobę nad niemowlakiem, to skutecznie odbierało mi ochotę na seks – opowiada. – Cieszyłam się, że mąż to rozumie. Do momentu gdy pół roku temu odkryłam w jego komputerze strony porno. Wszystko ułożyło się w jedną całość: „pracowanie” do północy przy komputerze i brak ochoty na seks ze mną nawet wtedy, gdy to ja zaczynałam się do niego przytulać. Byłam wściekła: „Jak mógł mi to zrobić! Przecież to tak, jakby mnie zdradzał!”. Rozżalona zadzwoniłam do przyjaciółki. Liczyłam na słowa: „Co za drań!”, ale ona powiedziała: „Ja mu się nie dziwię, bo odkąd urodziła się Lenka, odstawiłaś go na boczny tor. Bardziej przejmujesz się ząbkowaniem małej niż swoją figurą i odrostami. Z jego kobiety zamieniłaś się w mamuśkę. Co on miał zrobić ze swoim popędem seksualnym? Zapomnieć o nim? Zaspokajać z koleżanką z biura? Z dwojga złego lepsze już masturbowanie się przy porno”. Najpierw obraziłam się na nią. Potem przyznałam jej rację. I opracowałam strategię: po pierwsze, zadbać o siebie. Fryzjer, kosmetyczka, nowa sukienka pomogły mi znów poczuć się atrakcyjną kobietą. Mój mąż przychodził do domu i witałam go nie w dresie, z tłustymi włosami, tylko w twarzowych ciuszkach i makijażu. Druga rzecz: spokojna rozmowa o pornosach. Jak Michał zareagował na słowa Hanki: „Poczułam się okropnie, gdy odkryłam, że oglądasz porno”? Wzruszył ramionami: „Kotku, nie przesadzaj, to tylko obrazki. Przecież to ciebie kocham i nie traktuję tych porno-panienek poważnie. Każdy fa cet lubi takie rzeczy”. Rzeczywiście, mężczyźni to wzrokowcy, więc oglądanie pornografii działa na ich wyobraźnię. Na wyobraźnię Hanki działało jednak to, że Michał od czasu do czasu zaglądał na te strony przed przyjściem do sypialni. Wiedziała o tym, bo dyskretnie sprawdzała historię wejść do internetu. – Postanowiłam podejść go sprytem – opowiada Hanka. – Znalazłam strony z pięknymi, umięśnionymi facetami, z penisami w rozmiarze sporo większym od tego, który ma mój mąż. Jak gdyby nigdy nic zakomunikowałam Michałowi: „Wiesz, ja też znalazłam coś kręcącego”, i pokazałam mu kilka filmów. Nic nie mówił, ale po jego minie widziałam, że to mu się nie spodobało. „No widzisz, jak ja się czuję, wiedząc, że oglądasz te gołe baby” – powiedziałam. Na szczęście zadziałało, już nie siedzi przed komputerem. Czy to znaczy, że nie ma co się przejmować faktem, iż partner ogląda pornografię? – Jeśli para ma udane życie seksualne, oglądanie porno może być inspiracją do urozmaiceń w sypialni lub do zaspokojenia fantazji, o których partnerka nie chce słyszeć – mówi psychoterapeuta i seksuolog, właściciel portalu psychonet.pl, Krzysztof Korona. – Problem jest wtedy, gdy związek się sypie, seks nie wychodzi lub nie daje przyjemności, gdy mężczyzna, zamiast przytulić się do kobiety, woli noce spędzać przed ekranem. W takiej sytuacji radzę rozmowę z seksuologiem.

Gorzki smak samotności cyberuwodzicielki.

Anka, 30-letnia nauczycielka, nie wchodzi na strony porno ani nie używa Skype’a do wspólnej masturbacji z nieznanymi parami. Ba, byłaby oburzona, gdyby ktoś zarzucił jej uprawianie cyberseksu. Ona tylko zalogowała się na portalu randkowym w poszukiwaniu miłości życia. A że przy okazji trochę poflirtuje? – Jestem samotną kobietą, której należy się trochę rozrywki – wzrusza ramionami. – Nikogo nie zdradzam i nikomu nie robię krzywdy tym, że wieczorem klikam z facetem z końca Polski, z którym nawet nie mam zamiaru się spotkać. – Flirty na portalach randkowych też mogą być i często są formą cyberseksu – twierdzi Krzysztof Korona. – Bardziej zakamuflowaną niż masturbacja przy porno, ale też powodowaną motywacjami erotycznymi. Niektóre moje pacjentki potrafią non stop sprawdzać pocztę, nawet w pracy pisać z wirtualnym wielbicielem, cały wieczór czekać na odpowiedź na list. To wprawia je w stan podniecenia i podekscytowania, podobnego do tego na randce czy podczas gry wstępnej. Nierzadko dają się wciągnąć w rozmowy erotyczne i opisywanie fantazji seksualnych. Gdy w końcu do nich dociera, że ze strony faceta to tylko seksualna gra, czują się wykorzystane, poniżone. Według raportu „Seksualność Polaków w Internecie, 2010 r.”, przygotowanego przez prof. Zbigniewa Izdebskiego na zlecenie Polpharmy, prawie połowa badanych rozmawiała o seksie z osobami poznanymi w sieci. Takie rozmowy były źródłem podniecenia lub satysfakcji seksualnej niemal dla 80 proc. badanych, połowa masturbowała się podczas rozmowy, a 42 proc. przeżyło orgazm. Kobiety jednak znacznie rzadziej niż ich wirtualni rozmówcy doprowadzały się do orgazmu podczas takich flirtów. To bynajmniej nie znaczy, że panie nie czerpią z tego przyjemności seksualnej. Satysfakcję daje im poczucie bycia przedmiotem pożądania. Wirtualny adorator zaspokaja potrzebę bliskości i miłości. Problem w tym, że zaspokaja na chwilę i w fantazji. Nie w życiu. Bo nie przytuli, nie zaśnie z nią, nie obudzi jej pocałunkiem i słowami: „Dzień dobry, kochanie”. Flirty na portalach randkowych, podobnie jak „zwykły” cyberseks, prowadzą do osłabienia siły libido i napędu do przełamywania lęku przed odrzuceniem w realnym świecie – mówi Krzysztof Korona. – Jeżeli mam kogoś, z kim mogę zaznać trochę przyjemności, to po co mam się stroić na imprezę i próbować kogoś poznać? Po co ryzykować, że facet, który mi się spodoba, wybierze inną? Ale jeśli nie zaryzykujemy odrzucenia, nie damy sobie szansy na prawdziwy związek. Dlatego moim pacjentkom, które chcą być w związku, radzę odstawić wirtualny seks i wirtualne flirty, by energię seksualną wykorzystać do szukania faceta w realnym świecie.

Miłość z komputerem zamiast lunchu ze znajomymi.

– Kiedy obejrzałam głośny ostatnio dramat erotyczny „Wstyd”, pomyślałam, że choć głównym bohaterem jest facet, to jest to film o mnie – mówi Magda. – Szczególnie poruszyła mnie scena, w której bohater – przystojny, inteligentny, odnoszący sukcesy 30-latek – ma randkę z koleżanką z pracy. Gdy przy- chodzi do zamówienia, mężczyzna macha ręką i wybór pozostawia kelnerowi. Ta pozornie neutralna scena doskonale pokazuje otępienie zmysłów typowe dla ludzi, których życie kręci się wokół seksu i orgazmów. Nic poza tym się nie liczy. – Magda wie, o czym mówi. Z taką twarzą i ciałem mogłaby uwieść każdego. Jej jednak nie interesuje uwodzenie. Interesuje ją seks, a dokładnie: orgazm. Najlepiej kilka razy dziennie i najlepiej taki, który osiąga za pomocą porno w komputerze i własnych palców. – Włączam komputer i często ani się obejrzę, jest 5 rano. Nie chodzi o szczytowanie przy pierwszym lepszym porno, lecz o szukanie takiego, przy którym można mieć superorgazm. A wiadomo: stron porno w internecie są tysiące. Magda nie jest wyjątkiem. Z polskich badań „Seksualność Polaków w Internecie, 2010 r.” wynika, że niemal 80 proc. internautek zagląda na strony pornograficzne. Niektóre, tak jak Magda, zostają tam na dłużej. Dlaczego? Każdy lęk lub napięcie wywołuje nieprzyjemne emocje, więc naturalne, że chcemy się ich pozbyć. By poprawić sobie nastrój, niektórzy ćwiczą jogę, biegają, idą na zakupy lub rozmawiają z przyjaciółmi. Są jednak tacy, dla których – tak jak dla Magdy – najlepszą metodą zapomnienia o stresie jest masturbacja przed komputerem. – Na to rozwiązanie mogli wpaść przypadkiem, ale przyjemność seksualna jest tak silnym wzmocnieniem, że mózg szybko się uczy, iż wystarczy włączyć film pornograficzny, by zapomnieć o kłopotach – wyjaśnia Krzysztof Korona. – Cyberseks staje się najskuteczniejszym sposobem zagłuszania uczuć i myśli, których się boimy. Tym bardziej że sprzyja temu technologia. Coraz częściej do cyberseksu używa się nie tylko komputera, ale również telefonów komórkowych z internetem. Oznacza to łatwiejszy dostęp i szybsze uzależnienie się od wirtualnych podniet. Patrick Carnes, amerykański seksuolog i autor książki „Cyberseks”, podaje dane, że od cyberseksu uzależnionych jest ok. 10 proc. użytkowników internetu. W Polsce szacuje się liczbę uzależnionych na ok. 40 tys. osób. Ale kto policzy tych, którzy dewastują swoje związki oraz psychikę w imię przyjemności, którą daje orgazm przed ekranem komputera?

Seks z mężczyzną? Dziękuję! On już nie spełnia moich wymagań.

– Coraz częściej zgłaszają się do mnie kobiety, które nie potrafią osiągnąć orgazmu z partnerem – opowiada Krzysztof Korona. – Gdy były same, zaspokajały się przy cyberseksie. Gdy wreszcie zakochują się, seks z ukochanym nie jest podniecający. „Dlaczego? Przecież go kocham i podoba mi się jako mężczyzna” – mówią. Sprawa jest jasna. Cyberseks rozbudza w wielu kobietach potrzeby ekshibistyczne. Kobieta czuje się szczególnie pożądana i podniecona, gdy ogląda ją (i często komentuje) kilku facetów. Potem jeden w łóżku to dla niej za mało. Wymyka się z sypialni, gdy jej partner śpi, włącza komputer i dopiero tam ma superorgazm. Ma też wyrzuty sumienia i mniejszą motywację do utrzymania związku. Dlatego często jej związki dość szybko się kończą. Bo wymagają wysiłku, zaakceptowania tego, że chwile uniesień przeplatają się z okresami nudy, napięć, kłótni. A ona jest przyzwyczajona, że osiąga przyjemność bez trudu, wystarczy włączyć komputer, kliknąć kilka razy i… jest orgazm. Kłopoty z realnymi związkami biorą się też z tego, że kobiety, które pasjami oglądają porno, mają nierealistyczne oczekiwania wobec realnych mężczyzn. – Są kastrującymi partnerkami – twierdzi Krzysztof Korona. – Nie tylko oczekują, że ich partner będzie miał, tak jak aktor porno, penis w rozmiarze XXL, i czują się rozczarowane jego M czy L, ale uważają również, że facet powinien być gotowy na seks zawsze i wszędzie. Tak jakby był maszyną do erekcji i wytrysku. Nie liczy się to, że jest zmęczony, ma stres w pracy czy po prostu chce się przytulić i zasnąć. W cyberseksie nie ma czułości, tylko pogoń za coraz mocniejszymi podnietami. Tymczasem do zbudowania udanego związku potrzeba nie tyle orgazmów, ile intymności, szacunku i zrozumienia. To rzeczy, których wielbicielki cyberseksu unikają.

Zobacz także:

Miłość przez internetowe łącza jako plan B dla związku.

Ola, 30-letnia mężatka z 5-letnim stażem, została w Olsztynie z 3-letnim Jasiem. Mąż wyjechał do pracy do Londynu. – Dwa razy w tygodniu umawiam się z moim Jurkiem na seans na Skype’ie – opowiada. – Kiedy synek śpi już spokojnie w drugim pokoju, ubieram się w seksowną koszulkę i świntuszę z mężem. I chociaż to nie to samo, co pieszczoty na żywo, jednak daje nam przyjemność. – W sytuacji kochającej się pary, która z jakiś powodów musi żyć oddzielnie, cyberseks pozwala utrzymywać więź seksualną – mówi Krzysztof Korona. – To też zabezpieczenie przed zdradą, a niekiedy również sposób na urozmaicenie życia seksualnego. Trzeba jednak pamiętać, by nie trwało to dłużej niż 6 miesięcy. Bo tyle czasu zwykle potrzeba, by utrwalił się nowy wzorzec zaspokajania seksualnego: za pomocą komputera lub telefonu. Jeśli chcemy tego uniknąć, musimy kochać się we dwoje we własnym łóżku.