Jedzenie słodkości nakręca organizm do sięgania po następne. Dlaczego? Oprócz tego, że czekolada zawiera substancje uzależniające: kofeinę, teobrominę, anandamid i fenyloetyloaminę, słodycze to produkty o wysokim indeksie glikemicznym. Spożywanie ich powoduje gwałtowny wzrost poziomu cukru we krwi i wyrzut dużej ilości insuliny z trzustki. To sprawia, że po kilku godzinach gwałtownie obniża się poziomu cukru w organizmie – stajemy się głodni i rozdrażnieni. Aby polepszyć sobie nastrój, znów sięgamy po jedzenie, które szybko „zadziała”, czyli znów po to o wysokim indeksie glikemicznym.

Czekolada jest dla mnie jak drink dla alkoholika

Pół nocy przesiedziała w toalecie, zwijając się z bólu brzucha. Wiedziała, że będzie ją to czekać, ponieważ numer z niedopieczonym ciastem zrobiła już kolejny raz. Detoks od słodyczy znów się nie udał. Magda wyrzuciła z szafek wszystkie czekolady, cukierki i ciastka. Miało nie być w domu niczego, co kusiłoby ją do podjadania. Ale „ssanie na słodkie” i tak ją dopadło. Tuż przed pójściem spać. Pomyślała o prezentacji, którą nazajutrz miała pokazać szefowi, i poczuła ucisk w żołądku. Zestresowała się i pierwszym odruchem był krok do kuchni.

– Błyskawicznie przetrzepałam szafki. Znalazłam kilka produktów, z których udało mi się zakręcić proste ciasto – mówi Magda. – Patrzyłam przez szybkę na piekącą się w foremce masę i czułam, że nie wytrzymam – opowiada. – Nie minął nawet kwadrans, gdy wyjęłam to niedopieczone ciasto i zjadłam je w całości, parząc sobie język. Przez chwilę poczułam ulgę. Ten słodki smak był kojący, czułam, że zaraz błogo zasnę.

Nie zasnęła. Po niecałej godzinie dopadł ją ból brzucha i... wyrzuty sumienia. – Wyrzucanie słodyczy to oszukiwanie się – mówi. – Bo gdybym miała batonik, zjadłabym go, i tyle, a tak funduję sobie zatrucia. Od dziecka mama i babcia przekupywały Magdę słodyczami. Za zjedzenie obiadu – w nagrodę czekoladka. Za to, że grzecznie przesiedziała mszę – lody w drodze do domu. – Później sama zaczęłam nagradzać się słodkim – mówi Magda. – Po zaliczonej sesji rozpusta w cukierni. Zauważyłam, że zawsze, gdy się czymś stresuję, nachodzi mnie smak na słodkie – przyznaje. – Czasem wystarczą dwa rządki czekolady, ale bywa, że znika cała foremka ciasta. Nie ma dnia, żebym nie zjadła czegoś słodkiego.

Na smutek i radość: obżarstwo

Dla Sylwii nie miało znaczenia: bodziec dobry czy zły. Każda silna emocja była w stanie zaprowadzić ją do stołu. Dowiedziała się w kuluarach, że szef planuje dać jej sporą podwyżkę – natychmiast zeszła do pracowniczej stołówki i zjadła trzy naleśniki na słodko, zupę, burgera i paczkę ciastek. Przez cały czas rozglądała się na boki, czy ktoś znajomy z działu nie widzi, że pochłania takie ilości jedzenia. Czułaby się skrępowana. Po takim obżarstwie przez następną godzinę nie była w stanie pracować, bo miała wrażenie, że w jej żołądku leży ciężka cegła.

Zobacz także:

Epizody w pracy to nie jedyne sytuacje, kiedy Sylwia odreagowywała stres jedzeniem. Gdy pokłóciła się z chłopakiem, jeszcze wisząc na słuchawce, projektowała w głowie, co zaraz zje, żeby sobie ulżyć. W chwilach napadu niekontrolowanej potrzeby jedzenia sięgała po słodycze albo fast foody, bo te najszybciej ją uspokajały. Czasem, gdy czuła, że naprawdę przesadziła, po skończonej uczcie biegła do łazienki i wymiotowała. – Musiałam sobie ulżyć, bo dosłownie pękałam w szwach – wspomina.

Po półtora roku takiej jedzeniowej huśtawki Sylwia urosła o trzy rozmiary. Przyjaciółka niemal na siłę wysłała ją do lekarza. Najpierw był internista w osiedlowej przychodni, później psychiatra. Sylwia się dowiedziała, że cierpi na zespół kompulsywnego objadania się. Objawy? Pod wpływem silnych emocji – dobrych i złych – zjadała bardzo duże posiłki, choć nie czuła głodu. Przyznała się lekarzowi, że sesji obżarstwa nie przerywały jej nawet bóle brzucha czy nudności. Na terapii indywidualnej zdiagnozowano u niej stany depresyjne spowodowane brakiem samoakceptacji i nieradzeniem sobie z emocjami.

Mija właśnie rok, odkąd Sylwia podjęła terapię. Mają kontynuować jeszcze sześć miesięcy. Zwalczyła nadwagę, psychicznie też czuje, że staje na nogi. – Ale nałóg to nałóg – mówi. – Cały czas trzeba trzymać rękę na pulsie, bo zawsze może wrócić.

CO TO JEST NES I CZY MOŻE BYĆ NIEBEZPIECZNY?

NES, czyli Night Eating Syndrome, to zespół nocnego podjadania. Jest odmianą komplusywnego jedzenia i tak jak ono wymaga leczenia u psychodietetyka lub terapeuty. Objawia się tym, że rezygnując z normalnych porcji posiłków w ciągu dnia, nocą mamy napady głodu, których nie kontrolujemy. Niektórzy nawet nie pamiętają rano, że w nocy pochłonęli swoją dzienną dawkę kalorii.