Kiedy w ubiegłym roku ten sposób malowania paznokci pojawił się w salonach kosmetycznych, mówiło się tylko o jego zaletach. Miał być trwały (na paznokciach bez odpryskiwania utrzymywać się od dwóch do trzech tygodni) i nie niszczyć płytek. Uważano go za alternatywę dla żelu, tipsów i zwykłego manikiuru. Jednak już po kilku miesiącach okazało się, że kij ma dwa końce. Przede wszystkim nie u każdego nowy typ lakieru się trzymał. Podobno zależy to od naturalnego natłuszczenia płytki (im bardziej tłusta, tym gorzej), ale przed nałożeniem preparatu nie sposób tego stwierdzić. Poza tym w manikiurze hybrydowym wykorzystuje się tzw. lakiero-żel, który nie jest obojętny dla płytki. Jeśli paznokcie są bardzo grube i zdrowe, nie powinno być problemów. Jeśli jednak płytki nie są tak mocne, już po jednokrotnym nałożeniu lakiero-żelu pojawiają się kłopoty. Paznokcie stają się miękkie, kruche i się rozwarstwiają. I potrzeba wielu miesięcy, aby odbudować uszkodzone płytki.