Przez wiele lat kojarzony był z rolą Zenka w „Złotopolskich”. Gdy z niej zrezygnował, zaraz pojawiły się nowe i bardzo ciekawe propozycje.

Warto decydować się na zmiany?

– Oczywiście! Inaczej nie wiedzielibyśmy, na co nas stać. Zenek to postać bardzo charakterystyczna. Kreując tę rolę, miałem frajdę, ale poczułem zmęczenie materiału i uznałem, że pora zrobić coś nowego. Udało się. Pamięta pani spektakl Teatru Telewizji „Kuracja” w reżyserii Wojtka Smarzowskiego? Inna rola, inny charakter.

I zupełnie inny mężczyzna. Z tym samym reżyserem, który jest też pańskim przyjacielem spotkaliście się potem przy filmie „Wesele”.

– Z Wojtkiem, podobnie jak z Pawłem Wilczakiem, znamy się jeszcze z łódzkiej Filmówki. Teraz jesteśmy w połowie zdjęć do filmu „Dom zły”, gdzie zagram jedną z głównych ról.

No dobrze. Przyjaźń zawodowa to jedno, ale jest jeszcze przyjaźń po godzinach. Spotkania w męskim gronie przy wódeczce...

– (śmiech) Od czasu do czasu jest to wskazane i chętnie się spotykamy.

A można się przyjaźnić z kobietą? Mam na myśli pańskie byłe partnerki.

– Miałem szczęście poznać w życiu wspaniałe kobiety. Każda była inna. Inny temperament, charakter, sposób bycia. Z drugą żoną przeżyłem 7 szczęśliwych lat. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że moje rozstania odbywały się z uśmiechem na ustach.

Czas leczy rany…

– Tak jest w przypadku mojej pierwszej żony, z którą mamy koleżeńskie relacje. Agata była moją wielką, szkolną miłością. Tak bardzo byłem zakochany, że zamiast kontynuować studia weterynaryjne, postanowiłem razem z nią zdawać do szkoły aktorskiej.

Nauczyły pana czegoś te rozstania?

– Bardzo wiele. Problem polega na umiejętności rozmawiania. Tej mi zabrakło. Przekonałem się również, że życie polega na zawieraniu kompromisów. Może dzięki temu mam teraz dużo siły, by przezwyciężać trudności.

Zobacz także:

Ma pan syna. Jakim jest pan ojcem?

– Staram się być jak najlepszym. Spotykamy się z Antkiem dwa razy w tygodniu, spędzamy razem dwa weekendy w miesiącu. Chodzimy na karate, gramy w piłkę. Nauczyłem się nawet robić naleśniki, bo syn bardzo je lubi. Ale trudno wychowywać go na odległość.

Podobno teraz jest pan z kobietą, z którą – odpukać – dobrze się panu układa.

– Mam 42 lata i staram się nie popełniać tych samych błędów. Ale nie wiem, co będzie za rok czy dwa. Wierzę, że wartości, które przyjąłem w ciągu ostatnich lat, są stabilne i będę się nimi kierował nadal.

Jest jeden warunek: pracować nad charakterem.

– (śmiech). Jestem zodiakalnym Bliźniakiem. Ścierają się we mnie dwie sprzeczne natury. Uczę się, wyciągam wnioski, ale czasem zbyt późno.

W czym tkwi problem?

– Należę do facetów, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu. Ciągle gdzieś mnie gna. Owszem, są chwile, kiedy lubię wziąć do ręki książkę, spojrzeć na zieleń, drzewa, pobawić się z psami. Ale szybko się nudzę.

Partnerka podziela pańskie różne zainteresowania?

– Narty są naszą wspólną pasją. Poza tym jest doskonałym partnerem do rozmowy i tak jak ja kocha zwierzęta.

No tak, z wykształcenia jest pan weterynarzem. Słyszałam, że przygarnął pan dwa bezdomne psy.

– Punia jest ruda i przypomina lisicę. A po niej przypałętał się Hamer. Próbował wejść w łaski Coco, pewnej „panny” z sąsiedztwa, i tak się zmęczył zalotami, że padł. Długo leżał wykończony na naszym tarasie. Trzeba go było reanimować. To wspaniały przyjaciel.