Zawsze, gdy zdejmuję szpilki, symbolicznie żegnam się z pracą i wchodzę w czas prywatny, do domowego świata. Mam różne kapcie, od sportowych klapek po futrzaki. To, które danego dnia wkładam, zależy od mojego nastroju. Nie mam jedynie laczków na obcasie i z pomponem. Podziwiam panie, które noszą do nich pończochy i wąską spódnicę. Po domu wolę strój sportowo-dresowy. Zresztą nie tylko ja. Gdy przeprowadzałam wywiad z księżną Yorku, Sarah Ferguson wyznała, ubrana w rodowe klejnoty, że chodzi w dresie, tym samym od dwudziestu trzech lat, z napisem „ Mickey Mouse”.

Co robię, gdy niczego nie muszę? Serwuję sobie czas relaksu. Lubię pobyć w domu, ale sama. Zawsze mam jednak plan mojego nicnierobienia. Nie sadzę o świcie krzewów w ogrodzie. Nie zrywam się z łóżka, aby biegać na czczo. Rozkręcam się niespiesznie, sporo myślę o tym, co mnie czeka, zapisuję pomysły, obowiązki, które mi umknęły. Dłużej niż zwykle oglądam w telewizji newsy polityczne, dłużej niż zwykle czytam przy śniadaniu. Czasem trzeba, niestety, zrobić porządki w szafie, ale da się to znieść. Chętnie uprawiam „drzeming”, podobnie jak mój tata, który potrafił zasnąć na pół godziny mocnym snem, chociaż my, dzieci wchodziłyśmy mu na głowę. Twierdził, że to dar koncentracji. Najwyraźniej odziedziczyłam go po nim.