Dom aktorki opanowały książki. Nic dziwnego, jej mąż to znany pisarz i publicysta Janusz Anderman. Mają dwóch synów: sześcioletniego Wiktora i czteroletniego Karola. Chłopcy szaleją w salonie. By spokojnie porozmawiać, Joanna Trzepiecińska zaprasza do mieszkania siostry, po przeciwnej stronie ulicy. Rozmowę zaczynamy od najnowszego pomysłu aktorki: występu w "Jak oni śpiewają".

GALA: Dodę pani zaśpiewa?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Akurat Doda mało mnie inspiruje.

GALA: Co się pani podoba?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Słucham jazzu, piosenki poetyckiej... po rosyjsku, po hiszpańsku lubię, jak śpiewają. Muzyki poważnej słucham. To skrzywienie wyniesione ze szkoły muzycznej. Nie słuchaliśmy tam muzyki rozrywkowej. Uważam to za błąd. O wiele ciekawsze wydaje mi się poznawanie np. harmonii w oparciu o różne gatunki. Pop nie jest moją mocną stroną.

GALA: To pewnie trudno się pani odnaleźć?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Staram się. To, że mam zaległości repertuarowe, już ustaliliśmy. Z wielką frajdą odkrywam teraz wykonawców, których inni znają od dwudziestu lat. Dokładnie wiem, czego nie umiem. Znam powiedzenie, że "śpiewać każdy może". "Czy aby na pewno musi?" - myślę.

GALA: Perfekcjonizm?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Rób coś dobrze albo nie rób wcale - taki mam charakter. Taką lekcję wyniosłam z teatru Grzegorzewskiego. Był wielkim artystą, z niespotykaną wyobraźnią, wrażliwością, poczuciem humoru. Najgorsze, co można było od niego usłyszeć, kiedy dzieliliśmy się jakimś pomysłem, to słynne: "Może być, może nie być". Gorzej niż źle, bo żadne. Grzegorzewski rozbudził moją wyobraźnię.

GALA: Nagra pani płytę?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Nie. Ale cieszę się, że będę mogła trochę pośpiewać. Wiele osób, których zdanie bardzo cenię - Wojciech Młynarski, Jerzy Derfel, uważało, że powinnam się tym zajmować. Śmiałam się wtedy: wszystko ma swój czas. Teraz mam do siebie żal, że nie poświęciłam śpiewaniu należytej uwagi. Drażnią mnie moje warsztatowe braki.

GALA: Kilka milionów będzie miało frajdę, słuchając fałszującej Trzepiecińskiej?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Sądzi pan, że to byłaby frajda?! Polacy słabo słyszą. Nie wiem dlaczego. Może za mało muzyki uczy się w szkołach?

Zobacz także:

GALA: Jest już nieobowiązkowa.

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Naprawdę?! W mojej podstawówce był nie tylko chór, ale i orkiestra szałamaistów.

GALA: Szała... przepraszam, co?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Szałamaje to takie instrumenty dęte. W mojej szkole w Tomaszowie Mazowieckim dyrektorem był Leopold Figat, pełen pasji nauczyciel śpiewu. Sprowadził te instrumenty chyba z NRD i uczył dzieciaki grać. Uszyto stroje z dawnej epoki. Grałam na flecie, więc czasem mnie wypożyczano do tej orkiestry. No i raz do roku śpiewające dzieciaki brały udział w konkursie "Tomaszowska Wiosna". Byłam jego laureatką.

GALA: Rozrabiała pani w szkole?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Nawet jeśli tak, to nikt mnie o to nie podejrzewał, bo wyglądałam jak aniołek - białe kokardy, granatowy fartuszek i obowiązkowo tarcza. A' propos tarczy... mój tata wymyślił wtedy, żeby zebrać tarcze wszystkich szkół muzycznych w Polsce. Na poczcie spisał z książek telefonicznych adresy. Na maszynie napisał listy w moim imieniu. Na dole podpisywałam się kulfonami. Złożyłam kilkaset autografów, nakleiłam kilkaset znaczków, kilkaset włożyłam do środka w nadziei na odpowiedź, zakleiłam koperty i czekałam.

GALA: To pewnie wydał na to pensję.

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Pewnie tak, ale liczyła się pasja. Niektóre szkoły oprócz tarcz przysyłały także zdjęcia. Te, które tarcz nie miały, dziękowały za zwrócenie na to niedopatrzenie uwagi. Zabawne. Powstała z tego wystawa w szkole. Miło wspominam tamten czas. Kolekcję przechowuję do dziś.

GALA: Miała pani silny związek z ojcem?

JJOANNA TRZEPIECIŃSKA: I burzliwy. Wyrazista osobowość rodziców to jest niezły trening charakteru dla dziecka. Wciąż następuje próba sił, walka o dominację. Ale bardzo się kochaliśmy. Rodzina zawsze była bazą. Gdy ojciec odszedł, zrozumiałam, że już nikt nie weźmie odpowiedzialności za moje wybory.

GALA: Rodzina dalej ważna?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Wie pan, jak my mieszkamy? Siostra w domu naprzeciwko mojego, a dwie ulice dalej jest mieszkanie mojej mamy. To klan. Włoska rodzina.

GALA: Mama rządzi?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Łatwo się nie dajemy. Ale energię ma taką, że nas obie z siostrą kładzie na łopatki. Gdy na placu zabaw my już opadamy z sił, mama jeszcze biega za naszymi dziećmi i do nich szczebioce.

GALA: Ojciec przekazał panią w dobre ręce?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Sama się przekazałam. Kilkanaście lat temu. Śmieję się, że jestem ofiarą patriarchalnego wychowania. Zaszczepiono we mnie uwielbienie dla płci przeciwnej. Nawet dla jej niedoskonałości. Ale to cecha niedominująca, więc czasem zdarza się bunt na pokładzie.

GALA: Co daje macierzyństwo?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Inną jakość naszemu życiu. Ustawia na nowo hierarchię wartości. Redukuje indywidualne pragnienia. To bywa trudne.

GALA: Mniej ról?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Aktorstwo wymaga oddania, skupienia. Gdy ma się dwóch bardzo żywych chłopców na głowie, którzy chcą po prostu mieć mamę, wiadomo, co przeważa. A jak nie przeważy, to ma się ogromne wyrzuty sumienia. Bycie rodzicem w większym stopniu obciąża psychikę kobiety.

GALA: W tym jest żal do męża?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Broń Boże. Ojcostwo go uskrzydla. Pisze coraz więcej.

GALA: Trudy wychowania złożył w pani ręce?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: W ręce teściowej! A mówiąc serio... Nie mamy po dwadzieścia lat, więc trudno z chłopakami grać w piłkę do upadłego. Ale za to mąż im wiele czyta. Chłopcy mają bogate słownictwo.

GALA: Różnica wieku ma dla pani znaczenie?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Nie zauważam jej. Te kilkanaście lat, które razem przeżyliśmy, to był naprawdę dobry czas. Warto mieć przy sobie kogoś nietuzinkowego. Mądrego. Mam piękne dzieci.

GALA: Dla synów nauczyła się pani jeździć na nartach?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Tak. Nie umiałam, bo moi rodzice nie jeździli. Ależ mi to sprawiło przyjemność! Mój Boże, pomyślałam, jeżeli na świecie jest jeszcze kilka równie fajnych rzeczy, których nie spróbowałam, to moje życie jest zmarnowane!

GALA: Co następne?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Wielu znajomych jeździ nurkować. Brzmi snobistycznie? A myślcie sobie, co chcecie... Na pewno spróbuję. Poczekam tylko, aż chłopcy podrosną. Nauczymy się razem.

GALA: Po czterdziestce odkrywa pani świat na nowo?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Znowu ciekawią mnie ludzie. Obracałam się przez lata w zamkniętym gronie znajomych.

GALA: Gdy patrzy pani na swoje zmarszczki w lustrze, to?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: O matko, wiedziałam, że to padnie! To "bardzo się sobie podobam i nie dziwię się że >>malarze holenderscy malowali ludzi starych i pokurczonych

GALA: Za figurą dwudziestolatki nie tęskni pani?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Pan chce atrakcyjność wyrazić w kilogramach i centymetrach? To by było zbyt proste.

GALA: Za spojrzeniami mężczyzn?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Potrafię się podobać. Ale znam bardziej satysfakcjonujące sytuacje.

GALA: Nie ma pani poczucia, że życie mija?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Mam na nie rosnący apetyt.

GALA: Skąd ten optymizm?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Wiele rzeczy mi się w życiu udało. Mogło być lepiej. Ale mogło być gorzej. Nie muszę sobie nic specjalnie udowadniać. Mam 40 lat, wiem, co lubię, a czego nie. Nikt mnie nie zmusi do czegoś, czego nie chcę.

GALA: Przed "Jak oni śpiewają" długo się pani broniła.

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Cały czas mam wrażenie, że to program nie dla mnie. Ale miło jest też czasem potraktować to, co przynosi los, z przymrużeniem oka.

GALA: Co traktuje pani serio?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: Pan pyta oczywiście o pracę. Teatr. Cieszę się, bo niedługo na scenie Krystyny Jandy, w Teatrze Polonia, razem z Marysią Seweryn i Andrzejem Sewerynem zagram w sztuce "Dowód". Sztukę będzie reżyserował Andrzej Seweryn i to mnie również cieszy. Jest perfekcyjnym aktorem.

GALA: Pozabijacie się?

JOANNA TRZEPIECIŃSKA: To wielka przyjemność z kimś takim pracować. Ja też lubię zmagać się z własnymi wątpliwościami. Próbować, szukać. Dochodzić do efektu.