MAMA I PIERWSZAK Z POCZĄTKU UCZĄ SIĘ RAZEM

MAŁGORZATA RUTKOWSKA mama 9-letniego Huberta i 19-letniego Roberta

Hubert jest dzieckiem bardzo radosnym. Przystosowuje się szybko do każdej sytuacji. Dla niego pierwszy września był fantastycznym wydarzeniem, bo spotkał się z kolegami z przedszkola, poznał nowe dzieci, miłą panią. Pokochał szkołę, mimo że ma ogromne problemy z nauką, bo jest dyslektykiem. Jest chętny do wszystkiego, nawet do odrabiania lekcji. Od początku potrafił sobie sam wytłumaczyć różne niepowodzenia... „Mamuś, dzisiaj kartkówka mi nie poszła, ale starałem się. Każdemu może zdarzyć się gorszy dzień” – wyjaśniał. Ja jednak pierwsze tygodnie syna w szkole wspominam źle. Nauczycielka była bardzo wymagająca (dopiero dziś to doceniam!) i dużo zadawała do domu. Hubert siedział przy książkach codziennie po 3–4 godziny. Mimo to nie narzekał. Przychodził potem do mnie i poprawialiśmy razem dziesiątki błędów. Od początku był bardzo sumienny. Nie położył się spać, zanim wszystkiego nie odrobił. Któregoś dnia, gdy jeszcze się uczył w porze dobranocki, zrobiło mi się go żal. Powiedziałam, żeby obejrzał sobie „Wieczorynkę”. „Nie, mamuś! Szkoła jest ważniejsza” – opowiedział.

BRACIA, A TAK RÓŻNI

Jego starszy brat był inny. Obawiał się szkoły, nie wiedział, czy sobie poradzi, czy będzie lubiany przez kolegów? Musieliśmy odprowadzać go pod salę lekcyjną i przekonywać, że wszystko będzie dobrze. Wiele rzeczy mu nie odpowiadało, a my na siłę próbowaliśmy go przekonywać. Hubert, jak to bywa z kolejnymi dziećmi, jest już wychowywany na większym luzie. Czasem mi przykro, że mój syn nie ma tak łatwego startu, jak inne dzieci, musi poświęcać więcej czasu na naukę... Ale uczę się od niego, że mimo niepowodzeń można być pogodnym. Martwiłam się, że Hubert jest zbyt niedojrzały, by zostać uczniem. Miałam obawy, że inne dzieci wykorzystają jego ufność i będzie kozłem ofiarnym. Myliłam się – przejście z przedszkola do szkoły było w jego przypadku bardzo naturalne. Wyrósł z przedszkola, jak ze zbyt małego roweru.

STARAJMY SIĘ UWAŻNIE WYBRAĆ SZKOŁĘ...

KLAUDIA SZAŁOWSKA mama 11-letniej Weroniki

Zobacz także:

Weronika bardzo przeżywała pójście do szkoły. Przez całe wakacje codziennie sprawdzała, czy wszystkie rzeczy do szkoły leżą na swoim miejscu. Pewnego razu przeszła samą siebie. Do pierwszego września był jeszcze tydzień. Wybiła czwarta nad ranem, a mnie obudził jakiś szmer. Patrzę, przede mną stoi Weronika – umyta, ubrana, uczesana... Zanim zdążyłam otworzyć usta, ona zaczęła mnie popędzać: „Mamo! Wstawaj! Zaspałyśmy na początek roku szkolnego!”. W dniu rozpoczęcia roku córka była bardzo dumna, że ma zostać uczennicą. Na zdjęciu ze ślubowania stoi na baczność niczym generał, z poważną miną. Po skończeniu uroczystości poszłyśmy na lody, by uczcić początek nowego etapu jej życia. Nika, zajadając się lodami, opowiadała bardzo przejęta: „Fajnie jest w szkole, już mi się tam podoba”.

NIEZGODA NA PRZEMOC

Nie zawsze było tak kolorowo. Pół roku wcześniej musiałam przenieść córkę z przedszkola do zerówki przy szkole. Przestał działać parasol ochronny, zaczęła się twarda rzeczywistość... Nauczyciele nie zawsze mogli zapanować nad grupą rozgorączkowanych uczniów, zwłaszcza gdy kończyły się lekcje i dzieci z różnych klas zbierały się w świetlicy. Zaczepianie maluchów było na porządku dziennym. Pewnego dnia, gdy córka poszła do toalety, pobiły ją dwie dziewczynki z trzeciej klasy. Sprawa trafiła do dyrektora, ale i tak uznaliśmy, że trzeba zmienić szkołę. Niestety, problem przemocy pojawia się w wielu podstawówkach. Gdy się z nim zetkniemy, należy od razu działać: rozmawiać z nauczycielem i z rodzicami. Takie zachowania nie biorą się przecież z niczego! A dziecko musi wiedzieć, że jeśli ma w szkole kłopoty, zawsze może liczyć na pomoc dorosłych.

ZACZĘŁO SIĘ COŚ FAJNEGO

Weronika nie zawsze chciała odrabiać lekcje. Początkowy zapał szybko wygasł. Codziennie jednak tłumaczyłam jej to, czego nie rozumiała. Ten początek jest bardzo ważny: dziecko robi wiele rzeczy po raz pierwszy, ma do opanowania dużo materiału. Ja też przeżywałam pójście córki do szkoły. Powtarzałam sobie jednak i mówiłam Weronice: „Zaczyna się coś fajnego, nadchodzi czas, kiedy nawiązuje się nowe przyjaźnie, można uczyć się ciekawych rzeczy”. Trzeba tylko zadbać, by dziecko wiedziało, że jest najważniejsze, że „staniemy na rzęsach”, żeby mu pomóc.

ZAJĘCIA PO LEKCJACH ODKRYWAJĄ PASJE

JUSTYNA BARTKOWSKA mama 8-letniej Patrycji

Zanim Patrycja poszła do podstawówki, zajęłyśmy się z zapałem organizowaniem dla niej kącika do nauki. Potem były wielkie zakupy: córka szalała między półkami w sklepie, wybierając przybory szkolne. A przed pierwszym września obejrzałyśmy obie samą szkołę. Patrycja szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu. Aby od rana do wieczora nie przebywała w miejscu, którego jeszcze nie zna, we wrześniu wzięłam urlop i po lekcjach córka wracała do domu. Potem zaczęła zostawać w świetlicy.

W SZKOLE JEST SUPER!

Nie chciałam, aby Patrycja niemal cały dzień spędzała w szkole, ale nie było wyjścia. Musiałam przecież wracać do pracy. Od razu jednak zapisałam córkę na dodatkowe zajęcia, aby się nie nudziła i nie spędzała czasu biernie. Zaczęła chodzić na gimnastykę artystyczną, dodatkowy angielski i lekcje tańca. Taniec wkrótce stał się jej pasją – wygrała nawet szkolną wersję konkursu „Mam talent”. Dzięki temu szkoła od początku nie kojarzyła jej się tylko z obowiązkami, stała się miejscem, w którym można robić wiele ciekawych rzeczy.

ULUBIONA PANI

Patrycja bardzo polubiła swoją wychowawczynię. A ona, gdy kogoś dorosłego polubi... to go naśladuje. Pewnego razu po powrocie ze szkoły i odrobieniu lekcji postawiła tablicę, wzięła do ręki kredę, założyła moje buty na obcasach i przemieniła się w panią nauczycielkę. „Krzysiu, nie rozmawiaj!”, pouczała niewidzialnego ucznia. „Agatko, powiedz wierszyk”. Bawiła się w szkołę – to znak, że dobrze się tam czuła.