No to mamy dwie kwestie. Co innego temat wspólnego konta w związku, a co gdy jedna strona wyłamuje się z tej umowy. Nie przejmowałbym się za bardzo tym, co naprawdę chciał zrobić z pieniędzmi. Raczej nie planował ucieczki w jedną stronę do Bochum, bo poznał samotnego 60-letniego maklera, który go zauroczył i pomógł mu na nowo zdefiniować tożsamość seksualną. Takie rzeczy to tylko w filmach i serialach z cyklu „Ukryta prawda”, które przekonują, że na pozór normalny sąsiad zza ściany, który głośno szura krzesłami, to dręczący rodzinę psychopata, a dźwięki, które słyszysz, to odgłosy przeciągania zwłok po podłodze. Wolę wierzyć, że twój partner nie miał co do gromadzonych zasobów żadnych niecnych zamiarów. Raczej, niczym domorosły spiskowiec, postanowił w granicach waszego państwa wykroić sobie małą, względnie suwerenną autonomię, takie Księstwo Warszawskie z czasów zaborów. I na tym, dlaczego odczuwa taką potrzebę, polega druga, znacznie ważniejsza kwestia.

Niektórym wszystko, co ma w tytule „wspólne”, także jeśli chodzi o współmałżonka, kojarzy się z czasami, gdy „wspólne” oznaczało „niczyje”, a konieczność wyrzeczenia się własności wiązała się z utratą poczucia wolności. Nawet jeśli twój facet nie pamięta tamtych czasów, może być jednym z tych, dla których własne pieniądze, niedostępne dla nikogo innego, są jak tlen. I nie musi to wcale oznaczać braku zaufania do ciebie ani domniemania, że jeśli dowiesz się o dodatkowych środkach, natychmiast zechcesz je przepuścić. Takie przywiązanie do osobistych finansów mógł wynieść z domu. Może nie dostawał kieszonkowego i czuł się głupio, gdy rówieśnicy na wycieczkach szkolnych kupowali długopisy z papieżem, pistolety na kapiszony oraz czekoladowe draże? Może jego ojciec przepuszczał w kasynie wszystko, więc on nauczył się chować swoje zaskórniaki? A może jego rodzice mieli rozdzielne konta, dlatego nigdy nie wierzył we wspólną świnkę-skarbonkę, a zgodził się na nią tylko dlatego, że nalegałaś? Zamiast więc strzelać focha i oskarżać go o najgorsze, pogadaj z nim spokojnie o jego stosunku do kasy, nie starając się oceniać, ale przynajmniej zrozumieć motywację. To zwykle jeden z najtrudniejszych tematów w związku, czasem bardziej drażliwy niż seks. Nie licz więc, że będzie łatwo, ale bez tego elementu budowanie czegokolwiek razem będzie stawianiem domków na piaskowych fundamentach.