Możesz dziś powiedzieć: jestem szczęśliwa?

EDYTA GÓRNIAK: To dziwne, ale mogę tak powiedzieć.

Pierwszy raz w życiu?

EDYTA GÓRNIAK: Trzeci. Ale pierwszy raz wiem, że właśnie tu i teraz jestem szczęśliwa. Czasami z daleka widzimy lepiej niż z bliska. To zwykle czas uświadamia nam, że kiedyś byliśmy szczęśliwi. Postanowiłam nie tracić więcej czasu.

Bo w życiu są lata chude i lata tłuste.

EDYTA GÓRNIAK: Inaczej życie nie byłoby tak fascynujące, prawda?

Twoje życie wróciło do normy?

EDYTA GÓRNIAK: Boję się głośno o tym mówić, ale zaczynam powoli przyzwyczajać się do harmonii. Miesiące zmagania się z nieżyczliwością zmarnowały mnóstwo mojej energii. Ale wreszcie mnie zahartowały i co ważniejsze, na takim szczeblu, który nie każe mi walczyć ze swoją wrażliwością.

Osiągnęłaś to, co chciałaś osiągnąć?

EDYTA GÓRNIAK: Chciałam być kochana. Chciałam być żoną i matką. I mam to.

To było twoje największe marzenie?

EDYTA GÓRNIAK: W głębi duszy, Kasiu, muzyka zawsze była dla mnie tylko pretekstem, by odnaleźć prawdziwą miłość. Już od dziecka ludzie okazywali mi ją, kiedy dla nich śpiewałam. Uznałam, że to najpiękniejsza droga, którą mogę iść przez życie - poprzez muzykę dawać ludziom coś nienamacalnego. I otrzymywać to od nich. Uczciwie zapracowałam na miłość publiczności. Przez wiele lat oddawałam się jej całkowicie. Tak jak muzyce.

Poczułaś kiedyś, że muzyka konkuruje z miłością?

EDYTA GÓRNIAK: Tak, kiedy urodził się Allan. Wcześniej potrafiłam z łatwością to rozgraniczyć. Może dlatego, że poprzednie miłości nie były tak silne, jak ta pierwotna - matczyna. Miłość do dziecka zdominowała wszystko. Może jeszcze troszkę zostało miejsca dla mojego męża (śmiech).

Zobacz także:

Czyżbyś już nie kochała swoich fanów?

EDYTA GÓRNIAK: Zawsze ich będę kochała. Ale mam nadzieję, że zrozumieli, że musiałam zacząć własne życie, że już nie mogłam spełniać oczekiwań wszystkich. Paradoksalnie teraz, po tych trudnych dla mnie latach, po okresie, kiedy właściwie nie było mnie na scenie, czuję się najbardziej związana z publicznością. Bo ona pokazała mi, że przeżywa wszystko ze mną. Wiem, że moje załamania były bolesne dla wielu ludzi. I mam nadzieję, że już czują ulgę, bo zawsze potrafili, mimo odległości, wyczuć moje myśli.

Zamykasz trudny rok.

EDYTA GÓRNIAK: Zamykam go pozytywnie.

Po pierwsze, wygrałaś proces z "Super Expressem".

EDYTA GÓRNIAK: Wyobraź sobie, że wygrana obudziła we mnie patriotyzm. Poczułam się bezpieczna we własnym kraju. Prawdę mówiąc, nie wierzyłam w polskie prawo. Ten proces pokazał, że jednak zmiany w naszym kraju są możliwe. Chociaż przez dwa lata trwania procesu mieliśmy mnóstwo wątpliwości, przykrych powrotów do trudnych tematów, nasłuchaliśmy się kłamstw, to jednak warto było przez to przejść. Sąd Apelacyjny przyznał nam rację i uznał winę "Super Expressu". Przyznał, że źle nas potraktowano, że wpłynęło to na negatywną zmianę mojego wizerunku publicznego i że było to bardzo niesprawiedliwe. Zwłaszcza prześladowanie nas w okresie ciąży i początków mojego macierzyństwa.

Poczułaś satysfakcję po ogłoszeniu wyroku?

EDYTA GÓRNIAK: Nie, raczej było to uczucie ulgi. I ogromna radość. Myślałam: "Boże, mogę być uczciwa w życiu i ktoś za tę uczciwość będzie mnie chronił".

Zadzwoniłaś wtedy do mnie i krzyczałaś z radością, że kończy się zły etap w twoim życiu.

EDYTA GÓRNIAK: Informacja o decyzji sądu zastała mnie w mieście, podczas zakupów. I pamiętam, że nie powstrzymałam się i spontanicznie krzyknęłam do przyjaciółki: "Wygraliśmy proces z 'Super Expressem'". I nagle wszystkie panie, które nas obsługiwały, panie w kasie, klientki, zatrzymały się i nie kryły wzruszenia. Ich spojrzenia były tak wymowne, jakby każda z nich myślała: "Pani Edyto, przecież nie mogło być inaczej". Potem biegłam przez Nowe Miasto i chciałam całować wszystkich po drodze. Łącznie z policjantami. Byłam taka szczęśliwa. Wieczorem zrobiliśmy ognisko w ogrodzie w gronie najbliższych. Tych chwil szczęścia nie zapomnę nigdy.

To było szczęście. Ale w tym roku miałaś i smutne chwile.

EDYTA GÓRNIAK: Tak, moje życie zawsze obfitowało w skrajności. Z jednej strony odczuwałam brak wsparcia rodziny, z drugiej miałam niebywałą miłość  obcych ludzi, których spotykałam dzięki muzyce. Z jednej strony przez wiele lat byłam samotna i mieszkałam w hotelach, z drugiej dostawałam wspaniałą muzykę od światowych kompozytorów, którzy twierdzili, że te piosenki tylko ja mogę zaśpiewać tak, żeby ożyły. Ten rok zaczął się dla nas bardzo przykro, bo strasznie oszukali i okradli nas przyjaciele. Potem, kilka miesięcy później, jak z zaświatów wrócił do mojego życia człowiek, który molestował mnie i zgwałcił w dzieciństwie. Kiedy przy niebywałym wsparciu całej rodziny męża otrząsnęłam się z tego i stanęłam na nogi, żeby móc wyjść na scenę w Opolu, zaraz po powrocie z festiwalu dowiedziałam się o śmierci taty... Tak dużo myślałam o nim w tamtym czasie. Pewnie myśleliśmy o sobie nawzajem.

Zwłaszcza że zaśpiewałaś piosenkę "Cygańskie serce". Ale czasem trzeba się pożegnać, żeby móc się na nowo odnaleźć.

EDYTA GÓRNIAK: To prawda. Może to wydać się dziwne, ale mam lepszy kontakt z tatą po jego śmierci, niż miałam za jego życia. Czuję jego obecność i opiekę. Czuję, że przychodzi patrzeć na swojego wnuczka, kiedy śpi. Jeżeli po śmierci można spojrzeć na własne życie i zobaczyć, ile zrobiło się błędów, to tata zobaczył, jak bardzo odczuwałam jego brak przez całe życie. Odszedł, kiedy byłam dzieckiem, więc wtedy, na pogrzebie, zobaczyłam go po 27 latach. To spotkanie odbyło się, niestety, przy wielu świadkach. Zbyt wielu. Przyjechało bardzo dużo ludzi. Część z nich chciała pożegnać tatę, a część przyszła zobaczyć, jak wygląda Edyta Górniak, kiedy płacze nad trumną. Robili zdjęcia telefonami, dzwonili: "Tak, jestem na pogrzebie. Przyjechała, przyjechała...". Nie miałam siły patrzeć, jak paparazzi w dresach przechadzają się po kaplicy jak po sklepie zielarskim. I tak jak rozgrabili intymny moment, gdy przychodził na świat nasz syn, tak samo zrobili teraz, kiedy chowałam ojca. Oj, będzie im gorzko w gardle, kiedy spojrzą na własne życie z zaświatów.  

Tak naprawdę nigdy dobrze nie znałaś ojca.

EDYTA GÓRNIAK: Ani jego rodziny. Dopiero teraz poznałam jego braci. Kiedy zapytałam, jaki był mój tata, jeden z nich opowiedział mi tyle wzruszających historii. Mówił, że tata był skromnym, wrażliwym człowiekiem, nigdy się nie unosił. Jeśli coś go denerwowało, zamiast krzyczeć, brał gitarę. Śpiewał i płakał. Nie zdążyłam go poznać. Nie zdążyłam go przytulić. Nie zdążyłam wielu rzeczy...

Nie wyrzucaj sobie. Przecież próbowałaś go odszukać.

EDYTA GÓRNIAK: Próbowałam wiele razy. Ostatnio szukałam go rok temu, przed naszym ślubem. Zadzwoniłam nawet do Don Wasyla. Wydawało mi się, że skoro zrzesza wszystkich Romów w Polsce, będzie miał do niego kontakt. I pewnie miał, ale jednak nie pomógł nam się spotkać. Kilka dni po pogrzebie nagle poczułam niebywałą ulgę. Jakby tata przyszedł do mnie i był obok. Może rzeczywiście gdzieś tutaj jest, może mieszka z nami, siedzi u Allana w pokoju i czuwa nad nim, żeby nie stało się nic złego.

Tak wiele złych rzeczy zdarzyło się w twoim życiu. Ktoś inny na twoim miejscu zwariowałby.

EDYTA GÓRNIAK: Naprawdę nie wiem, skąd mam na to siły. Może z pokory? A może z miłości do świata.

Zawsze w takich chwilach ratowała cię muzyka.

EDYTA GÓRNIAK: Tak. Albo cisza. Na zmianę. Dwa dni po pogrzebie musiałam wyjść na scenę. Musiałam i chciałam zaśpiewać koncert tak, by nie utracić interpretacji piosenek, ale też nie obnosić się ze swoimi przeżyciami i nie obciążać nimi ludzi. Publiczność przychodzi na koncert, żeby się bawić, wzruszyć, nie żeby współczuć. Dobrze się stało, że miałam te koncerty. Gdybym została w łóżku i nic nie robiła, wpadłabym w czarną dziurę. A jednak ciągle muzyka wyciąga mnie na światło i nakazuje uruchomić inny rodzaj wrażliwości. Tym samym osłabia trudne emocje.

Jakkolwiek swoją ostatnią płytę wydałaś...

EDYTA GÓRNIAK: Dawno (śmiech). "Perła" wyszła w 2001 roku.

Czyli mija pięć lat od twojej ostatniej płyty.

EDYTA GÓRNIAK: Długa to przerwa była, masz rację (śmiech), ale dużo się wydarzyło przez te lata, więc teraz mam mnóstwo inspiracji. Gdybym próbowała nagrać płytę wcześniej, mogłaby być chaotyczna, bo do wielu spraw nie miałam dystansu. Potrzebowałam tego czasu.

Fani prosili cię o płytę?

EDYTA GÓRNIAK: Nawet się już na mnie gniewali. Pisali, że ich zwodzę i zwodzę. Bardzo starałam się w zeszłym roku wydać płytę, ale się nie udało. Natomiast mam nadzieję, że ta zaspokoi i w pełni zrekompensuje ten czas oczekiwań.

Opowiedziałaś mi kiedyś, że kiedy pracowałaś nad płytą, świat przestawał dla ciebie istnieć.

EDYTA GÓRNIAK: Potrafiłam, a właściwie musiałam, zupełnie się wyłączyć. Izolowałam się od śmieci świata zewnętrznego. Od telewizji, negatywnych komunikatów w radiu, brudnych i niepotrzebnych znajomości. Nie odbierałam telefonów. Żyłam zamknięta w swoim świecie, bo tylko głęboko zapadnięta w sobie mogłam odnaleźć nowe dźwięki i myśli, w które ubieram kolejne, nowe piosenki na płytę. A więc kreatywność wymaga ode mnie odizolowania, wyciszenia, zadumy, nostalgii i ogromnego skupienia. Zawsze muszę dać sobie czas, by różne utwory wrosły się we mnie. Tak było do tej pory, bo teraz mam zupełnie inną sytuację. Nie mogę się odizolować od świata, bo tęsknię za Allanem. Bo jestem żoną, bo muszę dbać o dom, o męża, rodzinę i przyjaciół. Z jednej strony są to miłe obowiązki, z drugiej strony rozpraszają mnie jako artystę.

Jak wygląda twój dzień, gdy nagrywasz płytę?

EDYTA GÓRNIAK: Wstaję i zasypiam z myślą o piosence, którą mam nagrywać następnego dnia. Bywa, że śpię z tekstem pod poduszką, wieczorami powtarzam tekst, wczytuję się w niego. Rano zwykle nie jadam, staram się nic nie mówić do momentu wejścia do studia, żeby oszczędzić kolor głosu, który szybko się zmienia. Nawet nie jest wskazany szept, bo i to narusza membranę. Komunikuję się, pisząc na kartce. I tak naprawdę otwieram gardło dopiero przed mikrofonem. Zwykle podchodzę do piosenki pięć razy, potem robię przerwę, przesłuchuję wstępne nagrania. Po południu trochę się wygłupiam przed mikrofonem i wieczorem, już po kolacji, wyłączam w studiu światła i zwykle śpiewam pięć tracków, z których jeden wchodzi na płytę. Każda piosenka wymaga innego podejścia i przygotowania. Są i takie, które śpiewam jednego dnia tak długo, aż stracę głos. Dzisiaj jednak jest istotna różnica rytmu pracy dla mnie. Od czasu, kiedy realizowałam poprzednią płytę, nie mogę być w studiu dłużej niż 4-5 dni, bo budzi się we mnie mama i jest po wszystkim. Wybrałam sobie dwa studia w Polsce: w Olsztynie i w Krakowie. Nie potrafię pracować w Warszawie. Wstać rano, nakarmić dziecko, pójść z nim do przedszkola, pojechać do pracy i nagrywać płytę życia. Jakiś stopień izolacji jest mi nadal potrzebny. Nawet jeśli mam koncerty w Warszawie, staram się albo nie spać w domu, albo oddawać Allanka na noc babci, bo muszę się obudzić z myślą, że wychodzę na scenę, a nie że jestem mamą w dresie, która ogląda z synkiem "Teletubisie", daje mu parówki i bawi się z nim w lokomotywę.  

Tę płytę nagrywa więc już zupełnie inna Edyta Górniak.

EDYTA GÓRNIAK: Cóż, zmieniamy się, dojrzewamy do różnych przemyśleń. Ale myślę, że mimo wszystko ta płyta będzie bliższa ludziom niż poprzednie. Tamte nagrywałam pełna obaw. Najpierw, czy potrafię? Czy jestem już gotowa, by rejestrować głos? Potem bałam się, jak ocenią mnie światowi producenci. Wreszcie, jak oceni mnie międzynarodowa publiczność. Dzisiaj myślę głównie o tym, co i ile chcę przekazać poprzez tę muzykę. I czy pewnych myśli nie schowałam w sobie zbyt głęboko, i czy wydobędę je za pomocą magii muzyki?

Wtedy Edyta Górniak była bardzo młodą dziewczyną, która szukała miejsca w życiu.

EDYTA GÓRNIAK: I którą było łatwo przestraszyć, speszyć, zawstydzić. Z pokorą przyjmowała ciosy, nie zastanawiając się, czy słusznie, czy nie. Ale skoro nie zgorzkniałam po tych traumatycznych wydarzeniach, skoro nie stałam się cyniczna, to znaczy, że stałam się niebywale mocna.

Tamta Edyta mogła zawsze wszystko rzucić, wsiąść w samolot i uciec, gdzie chce.

EDYTA GÓRNIAK: Tej wolności już nie będę miała.

Lubiłaś ją?

EDYTA GÓRNIAK: Bardzo. Zdarzało się, że miałam przy sobie tylko kartę kredytową i paszport, i w każdej chwili, jeśli byłam zmęczona albo chciałam się z kimś spotkać, iść do ulubionej restauracji na drugim końcu Europy, wsiadałam w samolot i leciałam. Tyle tylko, że nie miałam z kim podzielić radości. Jeśli chciałam spędzić z kimś miło czas, opłacałam pobyt przyjaciołom, bo nikogo z moich najbliższych nie było stać na życie, jakie prowadziłam. Ale to nie było trwonienie pieniędzy, tylko inwestycja w siebie. Dużo podróżowałam i wiele mnie to nauczyło. Może nawet najwięcej.

Są miejsca na świecie, gdzie chciałabyś wrócić?

EDYTA GÓRNIAK: Najbardziej tęsknię za Londynem. Mieszkałam tam osiem lat i uważam Londyn za swoje miasto bardziej niż Warszawę czy Milanówek. Tęsknię, bo tam byłam anonimowa, bo jeśli popełniałam błędy, nikt ich nie widział. Nauka życia w obcym kraju, nie znając na początku języka, bardzo dużo mi dała. Teraz myślę, że gdyby, nie daj Boże, coś się wydarzyło i musielibyśmy się przeprowadzić do innego kraju, nie miałabym stresu, że muszę zacząć życie od początku.

Ale dzisiaj nie możesz już wsiąść w samolot i tak jak kiedyś z kartą kredytową i paszportem pojechać w nieznane.

EDYTA GÓRNIAK: Nie mogę.

Żałujesz?

EDYTA GÓRNIAK: Tej jednej części mojego poprzedniego życia bardzo mi brakuje. Dziś muszę się liczyć z dwiema osobami. Z moim mężem i z naszym synem. Z ich potrzebami, oczekiwaniami. Zamiast uciekać od samotności i lecieć samolotem do dalekich krajów, żeby piękny widok wypełniał pustkę mojego życia, dzisiaj mogę uciec do pokoiku synka i czytać z nim: "Stoi na stacji lokomotywa...".

Zawsze jest coś za coś.

EDYTA GÓRNIAK: Tak. I już nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne.

Kiedyś powiedziałaś, że już nigdy nie staniesz na scenie.

EDYTA GÓRNIAK: I wtedy w to wierzyłam. Naprawdę nie miałam siły, żeby wyjść do ludzi. Gdybym otworzyła usta, wylałaby się ze mnie gorycz. A po co wylewać żale na innych? Nigdy nie chciałam udawać. Dlatego myślę, że mimo tak niewielu wydanych płyt utrzymałam zaufanie fanów. Pamiętam pierwszy duży koncert, który zaśpiewałam po tych zmaganiach ze światem. Zagraliśmy w radiowej Trójce świąteczny koncert na żywo. Nie czułam się już tą osobą, z którą mnie wcześniej kojarzono, i bałam się, że publiczność źle to odbierze. A jednak się okazało, że ten instynkt Boży, który mam do trzymania mikrofonu, operowania głosem i przekazywania prawdy poprzez dźwięki i słowa, jest jednak tak silny, że ludzie przyjęli mój występ bardzo emocjonalnie. Nawet kiedy zeszliśmy z anteny, dalej graliśmy koncert. Ta reakcja utwierdziła mnie w myśli, że cokolwiek by się działo, muzyka ma swoją siłę i jest moją siłą.

To był twój najtrudniejszy koncert?

EDYTA GÓRNIAK: Najtrudniejszy przeżyłam w tym roku. I to nie po pogrzebie taty, ale po moim telewizyjnym wystąpieniu, w którym przyznałam się, że byłam molestowana w dzieciństwie. Następnego dnia po tym wystąpieniu miałam koncert w Warszawie. Wyszłam na scenę w tak niebywałej ciszy i skupieniu publiczności, że ona mnie po prostu złamała. Zaczęłam pierwszą nutę i odeszłam od mikrofonu. Zaczęłam drugą, odeszłam od mikrofonu. Pod koniec koncertu powiedziałam chyba coś takiego: "Mam nadzieję, że wybaczycie mi państwo te łzy, ale od dzisiaj zaczynam nowy etap w moim życiu". Tę boleść nosiłam w sobie od piętnastego roku życia. Zrosłam się z nią, nauczyłam z nią żyć. Więc kiedy ten człowiek po tylu latach powrócił, nie po to, żeby prosić o wybaczenie, ale by jeszcze raz próbować mnie zniszczyć, to było jak spotkanie kogoś zza grobu. Kiedy potem rozmawiałam z najbliższymi, uświadomiłam sobie, że żeby otworzyć się na dobro w życiu, trzeba wyczyścić wszelkie zło, stawiając mu czoła. I być może gdybym nie stawiła temu czoła, do końca życia kryłabym tę tajemnicę.

Czasem, żeby się od czegoś uwolnić, trzeba to głośno wykrzyczeć.

EDYTA GÓRNIAK: Tak. I warto było.

Masz jeszcze jakieś sekrety?

EDYTA GÓRNIAK: Jeszcze trochę zostało (śmiech). Ale o tych pozostałych Darek już wie.

Dobrze jest mieć kogoś takiego jak on.

EDYTA GÓRNIAK: Cudownie, chociaż czasem to przykre, że osoby, które wybieramy w życiu, chcąc nie chcąc stają się tragarzami naszych przeżyć.

Pomyśl, jak jesteś szczęśliwa, że spotkałaś takiego silnego tragarza.

EDYTA GÓRNIAK: (śmiech) Jak to śmiesznie brzmi, ale tak rzeczywiście jest. Całe szczęście, że Darek miał zupełnie inne życie i niewiele ciężarów w porównaniu z moimi.

Co powiesz słuchaczom na swojej nowej płycie?

EDYTA GÓRNIAK: Podziękuję, że wytrzymali to wszystko razem ze mną. I przeczekali. Mam nadzieję, że piękna muzyka im tę miłość i oddanie wynagrodzi. Ale na razie musi wystarczyć im zapowiedź płyty, czyli piosenka "From Loving You". Mam nadzieję, że uspokoi wiele serc.

O czym jest piosenka promująca płytę?

EDYTA GÓRNIAK: O tym, że miłość kontroluje nasze życie. Że czasem po prostu nie można nie kochać.

Co ty mogłabyś robić bez śpiewania?

EDYTA GÓRNIAK: Oj, mnóstwo rzeczy.

Na przykład?

EDYTA GÓRNIAK: Kasiu, wiesz jaki to jest wysiłek? Śpiewam przecież całą sobą, nie tylko gardłem, nie tylko przeponą, ale każdym mięśniem ciała, każdym fragmentem umysłu. To cholerna robota (śmiech).

Ale czy umiałabyś bez tego żyć?

EDYTA GÓRNIAK: Oczywiście.

Twój mąż mi powiedział, że nigdy nie śpiewasz w domu, nigdy nie śpiewasz synowi.

EDYTA GÓRNIAK: Śpiewanie samo w sobie nic nie niesie. Poza tym po prostu się wstydzę. I proszę cię, nic nie mów... Śpiewanie to moja praca, a dom to dom.

Masz rację. Ja na przykład nigdy nie czytam w domu gazet.

EDYTA GÓRNIAK: A widzisz. Myślę, że muzyka zawsze jednak była dla innych ludzi. I niech tam sobie zostanie, niech oni mają do niej pierwszeństwo. W domu nie jestem artystką. W domu jestem żoną i mamą. Ale tęsknię za publicznością, tak jak ona za mną. Z taką samą radością i podekscytowaniem czekam momentu, kiedy usłyszą moje piosenki, by ich zaspokoiły i uspokoiły. Tej premiery czekam jak urodzin. Ale gdybym nie była wokalistką, to na przykład jeździłabym na misje pokojowe.

Mając świadomość, że mąż cię utrzyma.

EDYTA GÓRNIAK: Na szczęście zawsze można sprzedać dom, samochody. Można mieszkać skromnie w leśniczówce zbitej z drewna.

Wielu ludzi marzy o takiej ucieczce.

EDYTA GÓRNIAK: Pracujemy szaleńczo, rozdajemy się wszystkim w pracy, w życiu, po to, żeby na koniec móc się odizolować i mieć swój kawałek świata. Niektórzy walczą tak samo, ale żeby mieć wille, baseny. A ja pracuję po to, żeby kiedyś mieć skromną chatę nad jeziorem, bo dziadek Allanka i Darek kochają wodę i żagle. Tak po prostu, żeby móc cieszyć się życiem.

Ludzie znów chcą zobaczyć szczęśliwą Edytę.

EDYTA GÓRNIAK: Myślę, że ta muzyka podważy wiele przestarzałych już teorii na mój temat pisanych przez gazety. To się po prostu nie będzie kleiło. Jeżeli ktoś wsłucha się w tę płytę, nie będzie już zadawał żadnych pytań. A jeśli nic nie zrozumie, to tym bardziej niech o nic nie pyta, bo lepiej niż w muzyce i tak tego nie wyrażę.

Sylwetka gwiazdy : Edyta Górniak