Wszystko zaczyna się od traumatycznego porodu, w trakcie którego dochodzi do różnego rodzaju komplikacji, wymagających interwencji medycznej. Spowolnienie porodu, skrajne wyczerpanie, pęknięcie macicy, niedotlenienie albo zaburzenia tętna dziecka – to tylko kilka z nieprzyjemnych sytuacji, które mogą się wydarzyć. Wiele kobiet po takim porodzie usiłuje pozbyć się traumy, opisując swoją historię w internecie. Na forach dla młodych matek i w mediach społecznościowych można więc przeczytać mrożące krew w żyłach opisy porodów, w trakcie których nie wszystko poszło jak z płatka. Najczęściej trafiają na nie kobiety w zaawansowanej ciąży, które po takiej lekturze jadą do szpitala przerażone, że je również może to spotkać. Efekt? Są na tyle zestresowane, że ich poród staje się o wiele dłuższy i bardziej bolesny. I tak błędne koło się zamyka.

Skąd się bierze strach przed porodem?

Tokofobia dotyka nie tylko kobiety w pierwszej ciąży. Często pojawia się też przy kolejnych, a w skrajnych przypadkach w ogóle uniemożliwia zajście w ciążę. I nie jest to wyłącznie wina mediów społecznościowych. Przyczyn tokofobii jest znacznie więcej: może ona wynikać ze strachu przed bólem, z depresji, seksualnej traumy albo na skutek wcześniejszych, trudnych porodów. Problemem jest też brak odpowiedniego wsparcia dla kobiet, które borykają się z lękiem przed porodem. Z reguły na wizytach lekarskich tuż przed wyznaczonym terminem nie ma miejsca i czasu na rozmowę o tym, mało która przyszła mama decyduje się też otwarcie o tym powiedzieć. A jeśli już to robi, jej problem często jest bagatelizowany. Nic dziwnego, że kobiety często dzielą się swoim problemem na forach parentingowych i w mediach społecznościowych, gdzie próbują znaleźć wsparcie. Zamiast tego trafiają jednak na szereg przerażających historii, które tylko zwiększają ich obawy.

Czy media społecznościowe wywołują tokofobię?

Strach przed porodem, znany także jako tokofobia, dotyka około 14% kobiet. Zdaniem ekspertów, publikowane w mediach społecznościowych historie, mają w tym spory udział. Dzielenie się historiami trudnych, skomplikowanych porodów może być oczyszczające dla kobiet, które doświadczyły traumy podczas rozwiązania. Ale tym z nas, które spodziewają się dziecka, lektura dramatycznych opisów raczej nie pomaga. Budują one obraz porodu jako negatywnego doświadczenia i u niektórych kobiet wywołują silny strach przed urodzeniem dziecka. A to z kolei może utrudniać sam poród. Gdy mocno się czymś stresujemy, rośnie poziom adrenaliny, która powoduje odpływ krwi z macicy do innych narządów. To z kolei może znacznie wydłużyć poród i sprawia, że będzie on bardziej bolesny. Zwiększa się też ryzyko komplikacji.

Co można z tym zrobić?

Specjaliści zwracają głównie uwagę na otoczenie, w jakim kobiety rodzą. A tu znaczenie ma dosłownie wszystko. Poród w mniejszej klinice albo w domu nie dla każdego jest na wyciągnięcie ręki, ale również w większych ośrodkach zmiana otoczenia na bardziej komfortowe byłaby dużym krokiem naprzód. Przede wszystkim, pacjentki powinny być poinformowane o przysługujących im prawach. Jak się okazuje, sporą zmianą byłoby też zapewnienie każdej pacjentce ciągłości jeśli chodzi o opiekę położnej. Obecnie przed, w trakcie i po porodzie, większość kobiet spotyka się z kilkoma różnymi położnymi. Gdyby choć jedna z nich opiekowała się pacjentką od samego początku do końca pobytu w szpitalu, łatwiej byłoby przełamać strach i zmniejszyć obawy o przebieg porodu. Jak ma się to do polskiej rzeczywistości? Niestety póki co na większości porodówek łamane są podstawowe prawa pacjentek, więc daleko nam do zmian, o jakich już dziś mówi się w Europie Zachodniej czy USA. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że im więcej będziemy o tym mówić, tym większa będzie świadomość kobiet na temat przysługujących im praw. A to z kolei pociągnie za sobą kolejne ułatwienia dla przyszłych mam.