W domu jestem pedantką. Wszystko musi mieć swoje miejsce. Mama zawsze mi powtarzała: „Tak jak masz wokół siebie, w swoim domu, jak dbasz o siebie – tak masz w swoim całym życiu”. Te słowa wzięłam sobie do serca. Jako przedszkolak, przed snem, przygotowywałam na fotelu wszystkie ubranka złożone w kostkę. I dziś staram się, aby moje prywatne i zawodowe sprawy były poukładane. Nie lubię przypadkowości. Dzięki temu mogę powiedzieć, że w wieku 21 lat już coś osiągnęłam – mówi piosenkarka Honorata Skarbek.

Miała 15 lat i już czuła, że jest bardziej poukładana niż rówieśniczki. One wolały zabawę, beztroskę, ona chciała się rozwijać, coś osiągnąć. Pochłaniała książki, chodziła na lekcje śpiewu. – Kochałam śpiewać. Pisałam piosenki, przygrywałam sobie na gitarze, potem utwory nagrywałam w amatorskim studiu i wrzucałam do internetu. Z dnia na dzień stawały się coraz bardziej popularne. Wtedy zapragnęłam, żeby śpiewanie stało się moją życiową drogą. Byłam w tym konsekwentna i skrupulatna. Umieszczałam nowe utwory, posty, zdjęcia na swojej stronie internetowej i blogu dokładnie w porze największej aktywności internautów w sieci. Teraz widzę, że ten osobisty marketing bardzo mi pomógł – przyznaje artystka. – Jeszcze w liceum podpisałam z wytwórnią kontrakt płytowy, nagrałam piosenkę i teledysk. To był gorący okres muzyczny. W piątek po lekcjach dziewięć godzin jechałam pociągiem do Warszawy, żeby np. udzielić wywiadu, a potem znów pociąg i dziewięć godzin do domu. W podróży uczyłam się do ustnej matury z polskiego. Udało mi się wszystko ogarnąć, ze wszystkim zdążyć.

Utwory na swoich płytach Honorata cyzeluje. – Ostatnio pracowałam nad nowym singlem GPS. Wszystko było już skończone, chórki nagrane, utwór miał finałową rzeźbę, a słuchając go po raz setny, doszłam do wniosku, że coś mi się nie podoba. Jakiś daleki głos w chórku. Nie dawało mi to spać. Następnego dnia wsiadłam do auta i przejechałam 500 km, aby wejść do studia i ten chórkowy wokal poprawić. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. Tak, jestem osobą, która dba o szczegóły. Czasem to może być denerwujące dla osób, z którymi współpracuję, np. moich menedżerów, bo muszę jeszcze pięć razy sprawdzić, czy to, co oni zrobili, jest dopięte na ostatni guzik.

Jej mieszkanie ma 24 metry kwadratowe. – Na takiej powierzchni porządek jest musem! – mówi wokalistka. – Wszystko ma być na swoim miejscu. Denerwuję się, gdy widzę papierek, okruszek, buty rzucone na środek pokoju, a nie ustawione na baczność w przedpokoju, albo kiedy ktoś je jogurt i aluminiowe wieczko kładzie na stole, zamiast wyrzucić do śmietnika obok. Sobie pobłaża tylko w jednej sytuacji: – W domu rodziców, w Zgorzelcu, rządzi mama. Ale gdy wracam do Warszawy, jestem znów sama odpowiedzialna za siebie i swoje otoczenie. Bycie na „swoim”, dbanie o własne sprawy zobowiązuje. Po przeprowadzce do nowego mieszkania pięćdziesiąt ogromnych worków z garnkami, butami, ciuchami, książkami, płytami stało w pustym pokoju. Chaos! Czułam się strasznie: apatyczna, przygnębiona. Wtedy z pomocą przyjechała mama. Razem zaprowadziłyśmy porządek. I odetchnęłam.