Zasadnicza pani sędzia z programu telewizyjnego w rzeczywistości też jest sędzią – sądu karnego. A prywatnie szczęśliwą mężatką oraz mamą dwóch wchodzących w dorosłe życie córek.

Bywa pani sędzią we własnym domu?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Niestety, tak. Wynika to z przyzwyczajenia z sali sądowej. Nieraz słyszałam: „Mamo, nie jesteś w sądzie”.

Pani córki nie bały się przez to zapraszać do domu kolegów czy sympatii?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: To oni czasem nie chcieli przychodzić [śmiech]. Mama sędzia onieśmiela.

Jaka jest pani mama?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Na pewno nie idealną, chociaż chciałabym. Kiedy córki były malutkie, pisałam sobie karteczki w rodzaju „słuchaj dziecka”, „nie podnoś głosu”. Ale życie wiele weryfi kuje... Mam z nimi dobry kontakt. Obie wyrosły na wartościowe osoby. Z drugiej strony – czegoś im na pewno zabrakło. Praca sędziego nie ma końca, nie mogłam więc być z nimi na każde zawołanie. Musiały zrozumieć, że nie można mieć wszystkiego.

Teraz ma pani więcej czasu dla siebie, dla rodziny?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Brakuje mi wolnych weekendów, nawet wieczorów. Tygodniowo nagrywam około pięciu, sześciu odcinków programu „Sędzia Anna Maria Wesołowska”. Do tego pracuję jako sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi. Przekonuję się, że na dłuższą metę nie da się wszystkiego pogodzić. No i córki zaczynają protestować. „Mamo, te obiady to jakieś takie dziwne”– słyszę [śmiech].

Mąż nie protestuje?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Na szczęście nie. Zawsze był dla mnie ostoją. Na przykład przez dwa lata, co tydzień, przepisywał i poprawiał pisane przeze mnie odręcznie felietony, które złożyły się na mój poradnik dla młodzieży. Nauczył się robić rzeczy, które wcześniej go nie zajmowały: gotuje, robi zakupy. Ale wie, że mimo wyrzeczeń – warto. Bo warto żyć dla innych.

Spodziewała się pani, że przygoda z programem potrwa tak długo?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Miałam taką nadzieję. Problemy w nim poruszane były, są i będą. Ludzie ciągle popełniają podobne błędy. Chcą więc wiedzieć, co zrobić, by im zapobiec. A dla mnie najważniejsze jest, że udaje mi się osiągać mój cel.

Zobacz także:

Czyli?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Pokazać ludziom, że lepiej uczyć się na błędach innych. Uświadomić, że zło łączy się z odpowiedzialnością. Największą radość sprawia mi, gdy ktoś na ulicy podejdzie i powie: „Pani sędzio, dziękuję”. Albo gdy sześciolatek z dumą mówi: „Pani sędzio, ja już nie kłamię”. O to mi właśnie chodzi. Skoro teraz nie kłamie, w przyszłości prawdopodobnie też będzie uczciwy. Moja praca wiąże się z masą osobistych wyrzeczeń, ale takie słowa rekompensują mi wszystko.

Także krytykę? Często słychać ją ze środowisk prawniczych?

ANNA MARIA WESOŁOWSKA: Nasze środowisko ma kodeks etyki, który zakłada, że sędzia powinien ograniczyć działalność do pracy zawodowej. Poza tym może trochę mi zazdroszczą. Tylko czego? Pracuję ponad siły. Teraz już się atakami nie przejmuję. Życzliwość ludzi na ulicach daje mi siłę.